czwartek, 14 lutego 2013

5.


Podkład muzyczny: Tom Odell - Another Love



Piąta nad ranem. Za drzwiami słychać było szmery i charakterystyczny odgłos nieudolnego mocowania się z dziurką od klucza. W końcu zamek odpuścił i drzwi otworzyły się. Do mieszkania weszły dwie osoby… Dwie?
- Powinieneś wyjść. – szeptała dziewczyna, wypowiadając słowa między kolejnymi pocałunkami i płytkimi oddechami.
Mężczyzna nie odpowiedział, a zamiast tego ściągał koszulę, potem podkoszulek… bluzkę Agnes.
- Nie powinniśmy. – mimo chęci, opór blondynki stawał się coraz mnie namacalny.
Nie chciała już z tym walczyć, bo po co? Jej giętkie ciało, tańczyło tak jak on zagrał. Poddała się mu. Namiętnie wgryzała w jego usta, i czekała na kolejny krok, błędnego kochanka. Po chwili w domu dały się słyszeć pierwsze, jeszcze ciche jęki.
- Co do cholery? -  szepnęła rozbudzona Kate. Ciche jęki? A jednak słyszalne, dla ucha brunetki. Może była już po prostu wyczulona na każdy, nawet najcichszy pisk.
Dziewczyna leniwie spojrzała na zegarek. 5.29. Była tak zaspana i rozdrażniona, że nie potrafiła jeszcze połączyć faktów w jedną logiczną całość. Zeszła więc z łóżka i powolnym krokiem podreptała przez korytarz do głównego salonu, na środku którego znajdowała się ich ulubiona czekoladowa kanapa. Ta była jednak zupełnie pusta. No, może nie zupełnie. Tu i ówdzie dostrzec można było długopis, czy zeszyt z studyjnymi notatkami, poza tym nic jednak nie rzucało się w oczy. Cóż, przynajmniej na kanapie, gdyż przed nią, na chłodnych panelach znajdowało się dwoje pijanych, ujaranych namiętnością młodych ludzi, którzy nie mieli pojęcia, że zszokowana Kate patrzy na ich miłosne… nie, raczej zwierzęce igraszki.
Czuła się bardzo niezręcznie, to było dla niej wręcz żenujące. Lewą dłonią zaczęła wodzić po ścianie w poszukiwaniu włącznika światła. Gdy mały, zgrabny pstryczek  znalazł się w jej palcach zrodziło się pytanie – zaświecić czy nie zaświecić? Kiedy do jej uszu dotarł kolejny pełen pożądania jęk, przestała się wahać, a salon napełnił się ciepłym żółtym światłem.
Kiedy jej oczy spoczęły na złączonej ze sobą dwójce, przyłapanych na gorącym uczynku, studentów, w końcu oprzytomniała.
- Koniec przedstawienia. – powiedziała stanowczo.
Nie krzyczała. Po prostu za nic w świecie nie chciała, by Agnes znalazła się kiedyś w takiej samej sytuacji jak ona. To też była jedna impreza. Chłopak… którego znała już tak długo, którego kochała całym sercem, wiedząc jednocześnie, że on nigdy nie będzie jej. A potem wszystko potoczyło się tak szybko i gdyby nie pomoc bliskich, a w szczególności najlepszej przyjaciółki, jej życie wyglądałoby teraz zapewne zupełnie inaczej.
- Kate, ja… - Agnes szukała czegoś, czym mogłaby się zakryć, jednak nic przydatnego nie wpadło w jej ręce.
- Nic nie mów. – brązowooka powstrzymała ją gestem. – Pokaż mu drzwi i idź spać.
Brunetka nie zmieniając wyrazu twarzy, ominęła parę kochanków i skierowała się do kuchni, chcąc łyknąć czegoś zimnego. Wyciągnęła z lodówki butelkę niegazowanej wody. Jednocześnie oparta o chłodny blat, nasłuchiwała czy nieporoszony gość opuścił mieszkanie. Gdy dał się słyszeć dźwięk zamykanych drzwi, ruszyła swobodnie w kierunku  salonu, gdzie Agnes zbierała z podłogi swoje ubrania.
- Wstyd i hańba, kochanie –  mruknęła zasiadając na kanapie.
- Nie mam siły. – odparła lakonicznie dziewczyna. – Idę się położyć. Boli mnie głowa.
Kate tylko wzruszyła ramionami i również poszła do łóżka. Szybko zasnęła zastanawiając się, na ile dzisiejszy wybryk przyjaciółki, był podyktowany sfrustrowaniem przez pewnego zarozumiałego Austriaka.

*

 - Schlierenzauer, znowu najlepszy. – Pointer pochwalił swego podopiecznego. – Gratuluję.
- Dzięki. – Gregor spakował rzeczy, ominął kolegów, sztab, dziennikarzy i szybkim krokiem powędrował do autobusu.
Rzucił niedbale  swoje rzeczy z myślą, że wylądują w jakimś neutralnym miejscu. Te jednak, w czasie lotu zmieniły trasę i wylądowały tuż w przejściu. Nie chciało mu się schylać, przenosić. Wzruszył ramionami i z impetem padł  na kanapę. Chwilkę po nim do autobusu wbiegł Morgi. Miał na sobie sportowy strój, on jeszcze nie skończył treningu. Zaaferowany nie zauważył przeszkody na drodze i głośno padł na ziemie, niczym postrzelony żołnierz na froncie.
- Kto się tłucze! – rozdrażniony Gregor podniósł głowę chcąc zidentyfikować, złośnika, który ośmielił się przerwać mu drzemkę.
- Jesteś idiotą, mogłem się zabić! – krzyknął zdenerwowany blondyn, który po chwili jednak uśmiechnął się przyjacielsko. – Po co się drzesz, co? Znowu gwiazdorzysz? Wiesz, że Pointer tego nie lubi, my z resztą też nie.
Gregor nie odpowiedział nic, wiedząc, że prawdopodobnie najzwyczajniej w świecie wyładowałby się na Thomasie, a to mu w tym momencie nie było potrzebne. Przewrócił się na drugi bok, czekając aż kumpel w końcu wyjdzie i dam mu przysłowiowy „święty spokój”. I chociaż wyszedł, a w autobusie zagościła błoga cisza, głowa skoczka aż huczała. Spokój był więc w tej chwili jednym z najbardziej abstrakcyjnych dla niego pojęć.
- Nie panujesz nad tym stary… - zaczął mówić do siebie. – Czegoś ci brakuje twardzielu…

*

- Przepraszam, naprawdę cię przepraszam. – blondynka tłumaczyła się już od pół godziny, ciągle powtarzając te same słowa.
- Skończ już. – przerwała jej w końcu Kate. – Znalazłam mieszkanie.
- Tak? To cudownie! – ucieszyła się Anges, wstając z łóżka. Cóż, było już grubo po 13., czas więc najwyższy, by wziąć się do życia.
Godzinę później obie były już w małej kawalerce, którą brunetka była zdecydowana wynająć. Oczywiście, na razie wynająć. Potem może przyjść czas na kupno, ale to jest melodia odległej przyszłości.
- No i co o tym myślisz? – zapytała przyjaciółkę.
- Szczerze? – Agnes ponownie rozejrzała się po małym mieszkanku. – To nie moja bajka…
- Nie jest najpiękniejsze ale nie mogę siedzieć Ci cały czas na głowie – oznajmiła i podeszła do okna. – Widoki nie są najgorsze.
- Jest tu w ogóle ciepła woda? – blondynka podeszła do sprawy bardzo luźno. Jej zachowanie mocno irytowało Kate. Na te słowa, szepnęła coś do siebie pod nosem i jakby troszkę zawiedziona zawiesiła swój wzrok w oddali.
- Przepraszam…
- Nie, nic już nie mów. Wracajmy.
- Kiedy zamierzasz się tu przenieść? - Agnes powstrzymała przyjaciółkę gestem, wymuszając, by ta na nią spojrzała.
- W najbliższym czasie. Główne wyposażenie już jest. Muszę jeszcze urządzić najcudowniejszy pokój dla małej. Rodzice obiecali, że pomogą mi finansowo…
Słysząc te słowa blondynka poczuła ukłucie w sercu. Po raz kolejny tego dnia zdała sobie sprawę, jak lekkomyślne było jej zachowanie. Jak wiele mogłoby ją to kosztować. Przytuliła do siebie mocno Kate, gładząc ją po plecach. Wiedziała, że tego nie lubiła, ale czasami po prostu musiała w ten sposób dać jej do zrozumienia, że mimo, iż się różnią, a słowa czasami nie wystarczają by oddać prawdziwe uczucia, zawsze jest dla niej i będzie ją wspierać.
Brunetka delikatnie odepchnęła Agnes dając jej do zrozumienia, że te słowa były niepotrzebne. Ponadto ciągle miała w głowie obraz roznegliżowanej Agnes leżącej na środku salonu, który wprawiały ją w lekkie zakłopotanie.
- To co zrobiłaś wczoraj… było śmieszne i lekkomyślne – Kate znowu charakterystycznie przeczesała włosy. – To przez Gregora, prawda? – dokończyła i uważnie zaczęła obserwować reakcje dziewczyny. Na jej policzkach pojawił się ognisty rumieniec, a oczy jak oszalałe zaczęły błądzić po kątach pokoju.
- Nie, przestań. – Agnes momentalnie spochmurniała. – Nie chcę słyszeć o nim ani słowa. Zrobiłam to, bo chciałam. Koniec, kropka.
- Czyżby? – przyjaciółka nie dała za wygraną, ale widząc gniewne spojrzenie blondynki, zrezygnowała z dalszego drążenia tematu.
Po powrocie do mieszkania, dziewczyny usiadły wspólnie zastanawiając się jak rozwiązać problem z przeprowadzką, urządzeniem domu i załatwieniem wszystkich formalności.
- Słuchaj, mam dla ciebie propozycję. – zaczęła Agnes niepewnie. – Mogę urządzić ci tanio mieszkanie, mam znajomą w tej branży. Poza tym, wiem co lubisz. – obdarzyła ją ciepłym spojrzeniem. – A ty w tym czasie wróć do domu i przygotuj małą do zmiany.
- Wiesz co lubię? – z dozą ironii zapytała Kate. – To miłe z twojej strony, ale chcę zrobić to sama. Prawdę mówiąc, to mam u ciebie dług wdzięczności. Nikt mi tak nie pomógł jak ty…
- Jak chcesz – zawiedziona odpowiedzią przyjaciółki gwałtownie wstała i udała się do kuchni, pozostawiając dziewczynę samą sobie.
- Nie denerwuj się… - brunetka po chwili na namysłu udała się za Agnes. – Wiem, że ostatnio jestem nie do życia. Tyle rzeczy na mnie spadło…
- I co? Nikt nie chce Ci pomóc… - zironizowała wchodząc jednocześnie w zdanie przedmówczyni.
- Dobra, nie ma sensu dalej ciągnąc tej rozmowy. – dziewczyna zrezygnowana spuściła wzrok. – Chcę to zrobić sama, powinnaś to zrozumieć. Jak już się z tym uporam, pojadę po małą.
- Dobrze, ale wiesz, że zawsze jestem.
Kolejne dni upłynęły przyjaciółkom bardzo szybko. Nim się spostrzegły miejsce na uczelni było załatwione, mieszkanie urządzone, czynsz za pierwszy miesiąc zapłacony, a bilet do domu spokojnie czekał w notesie Kate.
Wreszcie nadszedł dzień odprowadzenia przyjaciółki na lotnisko, godzina odlotu. W ten oto sposób Agnes została sama w „wielkim mieście”. Niecierpliwie odliczała dni do przyjazdu Kate, która chciała pozamykać wszystkie stare sprawy, aby zacząć nowe życie, z czystym kontem. Blondynka chciała wykorzystać wolny czas na nadrobienie zaległości na uczelni i przerzucenie się na zdrowy tryb życia, którego zawsze zazdrościła Kate. Regularne zdrowe posiłki, siłownia… Ponadto jej celem stało się poukładanie kawałków rozsypanego przed kilkoma tygodniami serca, które jak na złość do siebie nie pasowały. - Czyżby brakowało jakiegoś elementu? – zastanawiała się cicho popijając gorące kakao.
Brunetki nie było już dobre kilka dni. Regularnie telefonowała, opowiadając o sytuacji. Zwlekała z powrotem do Austrii, co w ogóle nie dziwiło Agnes. Zwyczajnie bała się, jak zmiana wpłynie na Lolę, która już i tak wystarczająco przeszła, jak na swoje 4 latka. Dziewczyna starała się więc ze wszystkich sił, które podjęła wraz z wyjazdem przyjaciółki. Chodziła nawet na basen, którego tak nie lubiła w dzieciństwie. Cały podejmowany wysiłek fizyczny i umysłowy, związany z kolejnymi kolokwiami na uczelni, sprawiał, że mogła przyznać się sama przed sobą, że Gregor Schlierenzauer zawrócił jej w głowie. Na chwilę, która jest już tylko wyblakłym wspomnieniem.

*

Długonoga szatynka zbierała swoje ubrania z podłogi i po kolei wkładała na siebie. Majtki, stanik, czarny top, czerwona spódniczka…
- Zadzwonię za kilka dni. – chłopak przeciągnął się na łóżku, jeszcze bardziej mierzwiąc swoje potargane włosy. – Będziesz musiała się bardziej postarać.
- Co, proszę? – dziewczyna spojrzała na niego z wyższością – Spałam już nie z takimi „wymagającymi”. Źle ci? Idź do innej. Ciekawe, która pozwoliłaby na takie wulgarne zachowania z twojej strony..
- Zejdź mi z oczu. – Gregor stanowczo uciął temat. – Wiesz gdzie są drzwi.
Po jego słowach szatynka prychnęła tylko i odeszła, zostawiając po sobie zapach perfum średniej klasy.
            Tak wyglądały teraz jego dni. Praca, treningi, a potem upojne noce z paniami lekkich obyczajów, które zaspokajały jego oczekiwania. Bez emocji, bez uczuć, bez zobowiązań. Tylko seks. Zdążył już do tego przywyknąć i bądź, co bądź nie narzekał. Tylko czasami przez jego podświadomość przemykały myśli o porannej kawie i krótkim pocałunku, dającym wszystko, czego tylko mężczyźnie potrzeba. Szybko jednak odganiał te wizje, zamieniając się na powrót w zimnego Adonisa.
            Z letargu wyrwał go dynamiczny dzwonek do drzwi. W pośpiechu założył bokserki, dżinsy, a zbiegając na dół starał się doprowadzić swoje włosy do jakiegokolwiek ładu.
- O, hej. – powiedział do Toma, zapraszając go do środka. – Co tam?
- Znowu to samo, co? – kumpel obdarzył go szyderczym uśmiechem. – Kiedy się w końcu ogarniesz?
- Zajmij się sobą, okay?
- Czemu po prostu się nie przyznasz, że ci zależy?
- Zależy? – Gregor zaśmiał się głośno. – Za dwa tygodnie pierwsze zawody. Myślisz, że będę się przejmował jakąś nic nieznaczącą dziewczyną? Mam zawody do wygrania, rekord do pobicia. Nie mam na to czasu.
- Wiesz co? Łżesz jak pies, nie ubliżając oczywiście żadnym słodkim kundlom.
- Co masz na myśli? – Austriak spojrzał na gościa wymownie, oczekując od niego wyjaśnień. Gestem wskazał kanapę, na której po chwili obaj usiedli.
- Pamiętasz co mówiłeś po powrocie ze szpitala…? – zaczął Tom. – To było pół roku temu. Wróciłeś inny, zmieniony. Były dni, że nie mogłeś nawet patrzeć na Sandrę. Chciałeś jej. Dziewczyny, o której właściwie nic nie wiedziałeś i nadal nie wiesz. A potem ona zjawiła się tutaj. Niestety, ty chciałeś tylko się zabawić, zapominając o tych nieprzespanych przez nią nocach. Co cię tak zmieniło? – chłopak skończył swój wywód, wlepiając oczy w zamyślone oblicze Gregora.
           
Fakt. Zmienił się. W ciągu ostatnich sześciu miesięcy tyle się zmieniło. I chociaż nie chciał tego przyznać, Tom miał rację. Przynajmniej w jakimś stopniu.
            Po wyleczonej w klinice kontuzji, Sandra przestała mu wystarczać. Nie miała tych ciepłych, a jednocześnie tajemniczych zielonych oczu. Nie pragnęła Austrii, bo przecież w niej żyła, mając u swojego boku kochającego chłopaka. Na szczęście dla niego, czas płynął i płynął, aż w końcu chwile spędzone z Agnes prawie całkowicie wyblakły, przywracając dawne prawdziwie uczucie w idealnym świecie Schlierenzauera.
            Potem wszystko toczyło się już swoim normalnym rytmem. Kawa, pocałunki, deklaracje dozgonnej miłości, a w konsekwencji długo wyczekiwane przez Sandrę oświadczyny. I pewnie cały ten dramat nie miałby teraz miejsca, gdyby nie ta suka – niewierność, która na zawsze zmieniła spojrzenie brązowych oczu na kobiety i miłość.
            Nawet, gdy znowu ją spotkał, nie był w stanie niczego poczuć. A wyglądała tak inaczej, zupełnie inaczej niż zdołał zapamiętać… Bladość twarzy, zmęczenie, szpitalne znudzenie, ustąpiły, by zrobić miejsce  dla tego pięknego radosnego uśmiechu.
            To były jej pierwsze dni w Austrii. W końcu, dzięki stypendium naukowemu, mogła spełnić swoje marzenia i studiować w tym pięknym kraju, o którym on jej tyle opowiadał. Nie chciała być wtedy sama, wiec poprosiła Kate, by pojechała razem z nią i była tam przynajmniej przez kilka dni, dopóki blondynka nie zaaklimatyzuje się. I pojechały. We trzy. Agnes, Kate i jej mały skarb.
            I najprawdopodobniej mijaliby się nadal, gdyby nie brunetka, która przypadkiem dowiedziała się o wystawie Schlierenzauera w wiedeńskiej galerii sztuki.
- Po co miałabym tam jechać? – Agnes odwróciła się w stronę okna, patrząc na migające światła miasta.
- Przecież chcesz. – przyjaciółka zbliżyła się do niej i spojrzała w tym samym kierunku.
- Nie odezwaliśmy się do siebie od tamtej nocnej rozmowy.
- To ma być powód, dla którego odmawiasz sobie zobaczenia jego zdjęć?
- Fotografie pokazują kim jest naprawdę, pokazują jego duszę.
- Wiem, że się boisz, ale wiem również, że będziesz żałowała, jeśli ich nie zobaczysz. Jeśli nie zobaczysz jego duszy.
- Masz rację.
            Przypadek, los, przeznaczenie.. któraś z tych sił, może żadna, a może wszystkie na raz, sprawił, że Gregor akurat tego samego dnia postanowił zobaczyć jaką popularnością cieszy się jego wystawa. Cieszył się, że ludzie są ciekawi jego punktu widzenia. Człowieka, który poza skokami ma jeszcze masę innych pasji.
            Przyglądał się zdjęciom jeszcze raz, każdemu z osobna, po kolei. Rozmawiał z odwiedzającymi, słuchał ich uwag z wielkim zainteresowaniem. Było to jedno z niewielu miejsc, gdzie opinia czy zdanie innych miało dla niego tak olbrzymie znaczenie. Chciał jeszcze dowiedzieć się, dlaczego drobna blondynka już od dłuższej chwili wpatruje się w zdjęcie zrobione ponad rok termu, w tyrolskiej dolinie.
            - Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo lubię to zdjęcie. Oddaje majestatyczność i piękno gór, pokazując jednocześnie niemoc człowieka wobec ich potęgi.
Zadrżała. Po tylu dniach usłyszała znów jego głos. Głos człowieka, który potrafi oddać swój zachwyt nad pięknem. Głos, który tak dobrze zapamiętała. Głos tego pieprzonego dupka ze szpitala. Głos gościa, który częstował ją Mannerami. Głos Schlierenzauera. Jego głos.
- To przepiękne zdjęcie. Gratuluje talentu.
- Agnes…? – poznał ją.
Poznał jej cichy, delikatny głos. Nie był jednak zdolny poczuc czegokolwiek. Zamknął się przecież na wyższe uczucia. Obiecał sobie, że miłość już nigdy nie doprowadzi go do wewnętrznej ruiny i był zdeterminowany trwać w tym postanowieniu. 
Porozmawiali chwilę, wymienili spostrzeżenia, aż w końcu mała blondyneczka przydreptała do nich i ciekawsko spoglądała w stronę blondyna. Za nią pojawiła się Kate, obdarzając go delikatnym uśmiechem. Nie zadawał już zbędnych pytań, po prostu cicho pożegnał się i wyszedł z budynku, chcąc jak najszybciej o tym zapomnieć.

- Gregor, kurwa, co się z Tobą dzieje?
- Co…? Przepraszam. – odezwał się, nie wiedząc co dzieje się wokół – Słuchaj, pogadamy jutro, albo pojutrze. Muszę coś załatwić.
- Okay, okay, jak chcesz. – przyjaciel wyszedł, zostawiając Austriaka samego, pogrążonego w natłoku myśli. Może nadszedł czas, by się naprawdę zmienić… ? 


***

Tak, to krótkie beznadziejne coś to ja napisałam. Super, dzięki pozdro dla mnie ;] 
Ogólnie to jest taka sytuacja, że 48 zwycięstw, wszystko super, ale gdzieś po drodze zginął prawdziwy uśmiech Schlierenzauera. I tęsknię za dawnym Gregorem
I pewnie dlatego nie mogę niczego dobrego napisać. + inne życiowe czynniki, ale pomijając wszystko, życie jest czadowe! 

JADĘ NA KONCERT 30 SECONDS TO MARS! *.*