Wcześnie rano
biały autobus podjechał pod kawalerkę Kate. Po tym, jak dziewczyna usłyszała
dźwięk wciskanego klaksonu, szybko wyszła z mieszkania, trzymając za rączkę
czteroletnią Lolę.
- Bądź dzielna, dobrze? –
uśmiechnęła się do córeczki, kucając przy niej – Po powrocie będą czekać na
ciebie twoje ulubione lody, a wieczorem ciocia Agnes zabierze cię na spacer,
chcesz?
- Jasne! – wesoło odpowiedziała
dziewczynka i przytuliła się do mamy, by potem z pomocą przedszkolanki wsiąść
do autobusu i odjechać do Kindergarten.
Brunetka jeszcze chwilę patrzyła
za pojazdem, by po chwili wrócić do mieszkania. Na zewnątrz prószył śnieg i
długie stanie w miejscu, z tylko zarzuconym na siebie płaszczem, nie mogło być
niczym dla niej dobrym. Weszła więc do mieszkania, by w pośpiechu wypić poranną
kawę, zjeść dwa tosty i wybiec na uczelnię. Włączyła więc ekspres i cierpliwie
czekała, aż czarna cieć przeleje się do filiżanki.
Martwiła się. Ostatnie wydarzenia,
szczególnie te z poprzedniego wieczora, cały czas żywo wirowały w jej głowie.
Co miała robić? Jak powinna była się zachować? Najracjonalniej byłoby
powiedzieć Tomowi prawdę. Im dłużej będzie ją ukrywała, tym gorzej. Nie mogła
przecież wciąż kłamać, zatajając istnienie swojego małego, blondwłosego skarbu,
który daje jej siłę do codziennego wstawania z łóżka. Dlaczego tak bardzo się
bała? Czy wstyd przysłaniał jej chęć rozsądnego myślenia?
Kawa w końcu była gotowa. Czarna,
mocna. Dokładnie taka, jaką lubiła najbardziej. Idealna na pobudzenie z rana.
Dochodziła 7:30. Musiała szybko zjeść, by zdążyć na rozpoczynający się o 8:15
wykład z psychologii różnic indywidualnych. Potem czekały ją jeszcze jedne
ćwiczenia i pędem musiała wracać do mieszkania, by przygotować obiad dla siebie
i Loli. Po drodze musiała jeszcze kupić jej ulubione czekoladowe lody, z
kawałkami czekolady w środku. Mała po prostu je uwielbiała! Kate zapisała to
sobie w swoim czarno-białym, minimalistycznym notatniku, żeby za żadne skarby o
tym nie zapomnieć. A wieczorem… Wieczorem czekała ją pierwsza, poważna randka. Cóż,
zapowiadał się naprawdę interesujący dzień, pomyślała i wyszła z mieszkania.
*
Obudziła się pierwsza. Jeszcze
zanim otworzyła zaspane oczy przeszło jej przez myśl, że koniecznie musi
zadzwonić do Kate. Miała przecież najpiękniejszy, najbardziej nierzeczywisty
sen na świecie. Austriacki dupek, któremu przypadkowo ostatnio wyznała, że
darzy go ogromnym uczuciem zabrał ją do hotelu, a tam szalenie się do siebie
zbliżyli. Czego to ludzka, naiwna podświadomość nie wymyśli? Pomyślała z
szerokim uśmiechem na twarzy i powoli otworzyła powieki. Ku jej zdziwieniu
wcale nie znajdowała się w swoim małym mieszkaniu, do którego z resztą zdążyła
już przywyknąć. Okryta była gładką, satynową pościelą, a przez ogromne okna
wdzierały się do środka delikatne promienie słońca, przebijające się dzielnie
przez słabo prószący śnieg. Za nimi rozpościerały się przepiękne Alpy i
usytuowaną gdzieś, onieśmielającą Bergisel. Widok przedstawiał prawdziwy raj.
Tylko tak można było go opisać.
W jednej chwili do Agnes dotarła
zaskakująca prawda: wczorajszą noc spędziła z Gregorem. Momentalnie odwróciła
się w drugą stronę, by spojrzeć na drugą stronę łóżka, po której powinien spać
chłopak. Ku jej zdziwieniu, mieszającemu się z uderzającym przerażeniem
spostrzegła, że ślad po nim zaginął. Nerwowo rozejrzała się po pokoju. Wszelkie
znaki wskazywały na to, że chłopak ulotnił się, zanim zdążyła się zbudzić.
Łóżko było zaścielone, ubrania z podłogi zabrane, a kluczyki do samochodu i
portfel z dokumentami zabrane z małego stolika, ustawionego w rogu pokoju.
Więc to jednak był sen, myślała
gorączkowo. Brutalna rzeczywistość wybudziła ją z idylli, pozostawiając na
powrót w świecie pozbawionym złudzeń. Wygląda na to, że jej przeznaczeniem była
samotność, która raz po raz oferowała jej bonusy, w postaci upojnych nocy z
mężczyznami, którzy kłamiąc, zapewniali o swoich uczuciach, a potem
wyparowywali w ciemną otchłań, w której nie mogła i nie chciała ich znaleźć.
Czemu miałaby podążać za kimś, kto ewidentnie ją odpycha? Fakt, że
Schlierenzauer tak zwyczajnie zniknął, nie zostawiając nawet żadnej wiadomość,
utwierdził ją w przekonaniu, że urodziła się naiwną i taka już umrze. Kolejny
raz obdarzyła go dziecięcym zaufaniem, mając nadzieję, że teraz to doceni. Patrząc
z innej perspektywy, nie miał ku temu żadnych podstaw. Kilka pocałunków,
słowne, nic nieznaczące wyznania i wspomnienia ze szpitala, wciąż
przyprawiające ją o dreszcze? To wszystko nie miało przecież żadnej wartości.
Zrezygnowana, z cisnącymi się
łzami do oczu wstała z miękkiego łóżka, okrywając się kołdrą. Jej ubrania,
poskładane, leżały na fotelu. Widząc to, prychnęła tylko pod nosem, z
niesmakiem przypominając sobie, jak wczoraj w pośpiechu je z siebie zrzucała. Znowu
dała się oszukać… Powoli, wręcz filmowo, zdjęła z siebie narzuconą kołdrę.
Często widziała to na dużym ekranie, obiecując sobie, że któregoś dnia sama to
zrobi. Dzisiaj spełniła daną sobie obietnicę, która jednak nijak jej nie
cieszyła. Brakowało kogoś u jej boku, brązowookiego mężczyzny, który objąłby
jej ciało, sprawiając, że w końcu czułaby upragnione bezpieczeństwo. Niestety,
takie obrazy powstawały tylko w umysłach naćpanych reżyserów, którzy za wszelką
cenę chcieli przekonać widzów, że istnieje jeszcze magia na tym świecie.
Ubierała się powoli, nakładając
na siebie kolejne części garderoby. Koronkowe majtki, biały stanik, przydługi,
niebieski sweter, który kupiła jej Kate na wyprzedaży w jednym z wrocławskich
sklepów. Był zdecydowanie jej ulubionym. Chodziła w nim tak często, że ktoś
mógłby pomyśleć, że to jest jej jedynym swetrem. Nie przejmowała się tym
jednak, po prostu go uwielbiała. Był przepiękny, wpadający w błękit letniego,
bezchmurnego nieba, miękki i przyjemny w dotyku. Z długimi rękawami, które
zawsze rozciągała tak, by zakryły jej dłonie.
Zakładając go, zbliżyła się do
jednego z ogromnych okien. Stała boso na parkiecie i z dziwną tęsknotą patrzyła
w przestrzeń. Powinna była teraz cierpieć, płakać i poddawać się zalewającej ją
fali smutku. Nic takiego jednak nie czuła. Zamiast tego, w jej sercu powoli
rozgaszczała się pustka i obojętność. Nie chciała kolejny raz przez to
przechodzić. Ufać, kochać, by potem składać złamane na drobne kawałki serce.
Nie było jej to w ogóle potrzebne. Miała przecież dla kogo żyć. Kate, Lola,
państwo Stein, Axel…
- Jasna cholera! – krzyknęła do
siebie, przypominając sobie o swoim czworonożnym przyjacielu.
Już dawno powinna była zabrać go
na poranny spacer. Państwo Stein na pewno odchodzili od zmysłów. Szybko wyciągnęła
telefon z kieszeni dżinsów, które nadal leżały na fotelu i wybrała numer swoich
podopiecznych. Powinna była jeszcze zrobić dla nich poranne zakupy. Jak mogła o
tym zapomnieć?! Obwiniając się w duchu, czekała na połączenie. W końcu starsza
pani podniosła słuchawkę i wysłuchawszy cierpliwie wszystkich tłumaczeń Agnes,
oczywiście nieco odbiegających od rzeczywistych wydarzeń, zapewniła, że nic się
nie stało. Z troską w głosie pytała jeszcze czy na pewno wszystko w porządku.
Blondynka z wymuszoną radością zapewniła ją o tym i przypomniała, że przyjdzie
po Axel’a po 18-tej, by razem potem rozłączyć się i odetchnąć z ulgą. Miała
prawdziwe szczęście, że trafiła na tak niesamowitych ludzi.
Nie wiedzieć czemu, jej oczy
niebezpiecznie zaszkliły się i w nadzwyczajnie szybkim tempie zawilgotniały,
mocząc jej pliczki. Bezsilnie opadła na fotel, podkurczając nagie nogi pod
brodę. Kogo chciała oszukać? Zżerający ból, tłamsił ją od środka, nie
pozwalając przestać płakać. Wciąż powtarzała sobie w myślach jego słowa,
przywracała wspomnienie zatroskanych oczu i delikatnych gestów, które pieściły
jej spragnione ciało, zdając sobie sprawę, że przegrała, będąc kolejną pozycją,
dopisaną do kolekcji zdobytych przez wielkiego Schlierenzauera.
Pogrążając się pesymistycznych
myślach, spędzała kolejne minuty na kanapie. Niespodziewanie drzwi pokoju
otworzyły się. Speszona Agnes zaczęła pośpiesznie wycierać ostatnie łzy z
policzków, nie chcąc pokazać pokojówce, która najprawdopodobniej weszła do
środka, że coś się stało.
- Płaczesz? – znajomy głos
przedarł się przez ciszę, zmuszając ją do odwrócenia się.
W drzwiach stał Gregor, z
rozpiętą kurtką i zestawem na wynos, najprawdopodobniej z jakiejś restauracji.
- Agnes? Odpowiedz mi. –
zmartwiony, pospiesznie odłożył kupione produkty na stolik, a zdjętą kurtkę
niedbale rzucił na łóżko. – Hej, nie myślałaś chyba, że cię zostawiłem, prawda?
Zmieszana dziewczyna zarumieniła
się i nieśmiało spojrzała na chłopaka. Chociaż chciała skłamać i udać, że
najzwyczajniej coś wpadło jej do oka, zaszklone spojrzenie, krzyczące strachem
i poczuciem bezsilności, zdradzało wszystko.
- Byłam pewna, że to zrobiłeś. –
powiedziała cicho, zatrzymując wzrok na swoich dłoniach. – Nie było cię,
zabrałeś wszystko, nie zostawiając nawet krótkiej wiadomości czy kartki… Co
miałam pomyśleć? – Nie patrzyła na niego, jednak wciąż miała ochotę płakać.
Cała sytuacja wydała jej się tak irracjonalna, iż nie była w stanie jeszcze
dokładnie jej przekalkulować.
- Gdzie twój telefon? –
nieoczekiwanie zapytał Gregor, poważniejąc.
- Tutaj. – dziewczyna podała mu
swoją komórkę, z zainteresowaniem patrząc, co też chłopak chce zrobić.
Po chwili Gregor pokazał jej
wyświetlacz telefonu. Otworzył wiadomość, którą napisał jej tuż przed wyjściem.
- „Jadę do pewnej restauracji, w
której podają najlepszą kawę i jogurtowe bułeczki. Będę niebawem. Całuję.” –
przeczytała na głos, a jej policzki momentalnie oblały się czerwonym rumieńcem.
Zawstydzona spojrzała na niego przepraszającym wzrokiem. – Gregor, ja naprawdę…
Przypomniałam sobie o Axel’u, wzięłam telefon i nie zobaczyłam… przepraszam,
nie wiem jak to się stało.
Zmieszana nie zorientowała się,
że znowu płacze. Tym razem było to jednak silniejsze od niej. Ulga, połączona z
poczuciem winy i niesłusznymi oskarżeniami musiała znaleźć swoje ujście, by nie
wybuchnąć w jej wnętrzu.
Gregor usiadł obok niej, mocno ją
przytulając.
- Czuję, że jeszcze długo będę
musiał pracować na twoje zaufanie, ale nie zawiodę cię. Obiecuję.
*
Hilde, nie mogę uwierzyć w twój
zapał! – trener kolejny raz tego dnia chwalił Norwega - Czyżby coś przyjemnego
się stało? – spojrzał na niego znacząco, unosząc brew.
Koledzy z reprezentacji też to
zauważyli, dzisiaj Tom był jakiś inny. Z chęcią wykonywał wszystkie ćwiczenia i
polecenia trenera, nie marudząc przy tym pod nosem. Nie widziano go już takim
od dawna. Forma spadła, na zawodach plasował się gdzieś w trzeciej dziesiątce,
a to podcinało mu skrzydła. Wszyscy spekulowali, że stary, odnoszący sukcesy
Hilde, zniknął gdzieś i szansa na powrót tamtego ducha walki jest znikoma.
- Zakochałeś się czy co? – ze
śmiechem zapytał Bardal w drodze do szatni. Zbliżył się do kolegi, próbując
wyciągnąć od niego jakieś intrygujące wiadomości, ten jednak tylko nieznacznie
uśmiechnął się pod nosem, myśląc o wspaniale zapowiadającym się wieczorze.
*
Kończyła przygotowywać obiad.
Odkąd przyjechała do Austrii starała się urozmaicać codzienną dietę nowościami
z tamtejszej kuchni, żeby każdy posiłek, sprawiał jej przyjemność zarówno w
czasie przyrządzania, jak i samego jedzenia. Przede wszystkim dbała jednak o
Lolę, by jadła wszystko i rosła zdrowo.
- Lola! – zawołała ją z kuchni –
Podaję obiad, chodź kochanie.
Mała przybiegła po chwili,
trzymając w dłoni swojego ulubionego misia.
- Karmel też zje z nami, dobrze?
– zapytała, przekrzywiając lekko głowę – Nie chciałam zostawiać go samego.
Byłoby mu smutno.
- No pewnie, posadź go na krześle
obok, dobrze? – Kate tylko uśmiechnęła się pod nosem, patrząc jak jej mała
dziewczynka ustawia brązowego misia na krześle.
Podała do stołu. Knedle wyszły
wprost wyśmienicie. Znalazła je w jednej z książek kucharskich z tyrolskimi
specjałami. Dziwiła się, że w dzisiejszych czasach nikt już nie używał takich
książek. Wszystko przejął Internet i niejako zniszczył tradycyjne środki
przekazywania informacji, dlatego właśnie, trochę wbrew współczesnej kulturze,
brunetka starała się być wierna tradycji.
Lola, z drobną pomocą mamy,
szybko pozbyła się swojej porcji na talerzu. Nie było to oczywiście podyktowane
tylko apetytem, lecz chęcią skosztowania przepysznego deseru. Kate doskonale
wiedziała, co chodzi po głowie jej córce, więc kiedy tylko obie posprzątały z
stołu, wyciągnęła z zamrażarki czekoladowe lody i nałożyła dwie porcje.
- Mam dla Ciebie jeszcze jedną
niespodziankę. – odezwała się tajemniczo Kate, wyciągając coś z torebki i
chowając za plecy.
- Co to? Co to? – gorączkowała
się dziewczynka, niecierpliwie skacząc przy mamie.
- Ta dam! – wykrzyknęła brunetka
i wyciągnęła przed siebie płytę z filmem DVD. - Zdobyłam dla nas „Krainę lodu”!
Czterolatka wyszczerzyła ząbki w
szerokim uśmiechu i, biorąc swoją porcję lodów, pognała na kanapę. Usadowiła
się na niej wygodnie, podczas gdy Kate mocowała się z odtwarzaczem.
- Działa. – stwierdziła, kiedy na
ekranie pojawił się obraz. – Pójdę jeszcze po moje lody i już siadam obok
ciebie.
- Dobrze! – odkrzyknęła
dziewczynka. – Weź jeszcze Karmelka, niech też z nami obejrzy!
*
Agnes skończyła zajęcia godzinę
wcześniej, więc już o 17 mgła być u Kate, by odebrać Lolę. Zaplanowała, że
zabierze małą do państwa Stein – będą nią zachwyceni, była o tym wprost przekonana, a potem pójdą z Axel’em na
długi spacer. Musiała wynagrodzić mu poranne zaniedbanie spowodowane, bądź co
bądź, jednym z piękniejszych wydarzeń w jej życiu.
Sprawy potoczyły się szybko, może
nawet zbyt szybko, ale na co mieli czekać? W pewnym momencie najzwyczajniej w
świecie zdała sobie sprawę, że zaprzeczanie samej sobie i tłumienie uczuć,
które niewątpliwie targały nią już od wielu miesięcy, było zupełnie bez sensu.
Zależało mu, widziała to. Nie mógłby aż tak udawać. Był prawdziwy, tak jak
wtedy, kiedy przyszedł do niej do szpitalnej sali i opowiadał o Austrii. Nic
jeszcze o sobie nie wiedzieli, to prawda, lecz teraz będą mieli szansę, żeby
nauczyć się siebie i zrozumieć. Być może to początek czegoś naprawdę
wyjątkowego…?
Szybkim krokiem zmierzała do
kawalerki przyjaciółki. Im szybciej się u niej zjawi tym, tym lepiej dla
wszystkich. Musiała bowiem powiedzieć jej o tym co się wydarzyło, oczywiście…
nie wdrażając jej w zbędne szczegóły, które miała zachować tylko dla siebie.
Fakt pozostawał jednak faktem – nie była w stanie trzymać w sobie tylu emocji,
musiała uwolnić je, by przestały burzliwie rozprzestrzeniać się po jej
organizmie, pochłaniając wszelkie inne myśli, sprawiając, że na niczym nie
mogła się skupić. W biegu pokonywała kolejne stopnie schodów, by w końcu
znaleźć się przed drzwiami Kate. Energicznie zadzwoniła dzwonnikiem, a w
oczekiwaniu, otrzepała sobie buty z mokrego śniegu, który miejscami zalegał na
chodniku.
- Ciocia Agnes! – Lola szeroko
otworzyła drzwi i rzuciła się na blondynkę – Ale fajnie, że już przyszłaś!
- Spieszyłam się do ciebie, mała!
Axel już na nas czeka, wiesz? – blondyna przejęła entuzjazm dziewczynki i
podobnie jak ona, uśmiechała się beztrosko. – Porozmawiam tylko chwileczkę z
twoją mamą i będziemy pędzić, dobrze? – zapytała, kładąc małą z powrotem na
ziemi.
Czterolatka naburmuszyła się
teatralnie, kręcąc się wokoło, pokazując niezadowolenie.
- Ale tylko troszkę? – zapytała,
posyłając Agnes jedno z tych błagalnych, dziecięcych spojrzeń.
- Tylko troszkę. – roześmiała się
blondynka, czochrając ją po bujnych włoskach. – A teraz zmykaj. Zawołam cię.
Stojąca na końcu korytarza Kate
przyglądała się całej scenie z niekrytym rozbawieniem.
- Chodź, zrobiłam nam herbatę.
- Cudownie, marzę o czymś
ciepłym! Wanilia z karmelem?
- Dokładnie, tak jak lubisz.
Usiadły przy kuchennym stole.
Było to jedno z ich najsilniejszych wspólnych przyzwyczajeń. Spotykając się
zawsze patrzyły herbatę i rozmawiały na poważne lub mniej poważne tematy przy
stole w kuchni. Czuły się dzięki temu swobodnie, a atmosfera tego specyficznego
miejsca wydawała się być zawsze odpowiednia do długich pogawędek.
- Kate. – zaczęła Agnes dosyć
niepewnie – Wiem, że powiedziałaś, że dowiem się o wszystkim kiedy będziesz
gotowa, żeby mi o tym powiedzieć, ale… Martwię się o ciebie. Nie chcę cię w
żaden sposób naciskać, tylko…
- Jestem z Tomem.
- Jestem z Greogrem.
Nagle w pomieszczeniu nastała
niezręczna cisza. Opadła nagle, jak pojawiająca się znikąd jesienna mgła.
Patrzyły na siebie z niedowierzaniem, z szeroko otwartymi oczami. Zadawały
sobie te same pytania, na których odpowiedzi miały wyjaśnić nieoczekiwany
rozwój wydarzeń. Żadna z nich nie była jednak w stanie dopowiedzieć czegoś do
jednego krótkiego zdania, hasła, za którym kryły się przecież dwie zupełnie
różne historie.
- Czy my przypadkiem nie upiłyśmy
się przez nich szkocką? – zaczęła Kate, ze zdezorientowaniem na twarzy.
- I nie zwyzywałyśmy ich od
dupków, bo chcieli nas tylko zaliczyć? – pytaniem odpowiedziała Agnes, upijając
łyk najlepszej herbaty pod słońcem. – Tak. Dokładnie tak było.
- Nie wierzę, jakie to życie
potrafi być przewrotne. – westchnęła brunetka. – Umówiliśmy się, że spróbujemy
być ze sobą, tydzień. Dzisiaj idziemy na pierwszą randkę, prawdziwą. Agnes, on
nadal nie ma pojęcia o Loli, o całej tej sytuacji. To przecież nie ma
najmniejszej racji bytu, to się nie uda, on nie zrozumie.
- Kate. – przerwała jej ostro
przyjaciółka – Skończ. Skąd w tobie tyle pesymizmu? Hej, uśmiechnij się. –
dotknęła jej policzka, tak jak robiła to zazwyczaj, by tym małym gestem dać jej
znak, że jest. – im szybciej mu powiesz, tym lepiej. Zrozum, prawda zawsze jest
najlepszym wyjściem z każdej sytuacji.
Nieprzekonana brunetka wzięła
głęboki oddech, zatrzymując na chwilę wzrok na swoim ulubionym, wysokim kubku,
w którym zawsze piła herbatę. Przywiozła go z jednego z obozów teatralnych, na
które jeździła z Agnes.
- Jak to jesteś ze
Schlierenzauerem? Zahipnotyzował cię? Zmusił? Porwał i omamił? – odganiając od
siebie złe myśli, nonszalancko uniosła brew i posłała Agnes znaczące
spojrzenie, gdy ta wciąż milczała. – Och, no mów – ponaglała ją przyjaciółka. –
Przecież widzę te rumieńce, zawsze cię zdradzały!
- Pojechaliśmy wczoraj do hotelu.
– zaczęła spokojnie. – Tam zaszły pewne nieoczekiwane sytuacje i…
- Nie wierzę! – Kate aż krzyknęła
z podniecenia. – Spałaś z nim!
Agnes nie musiała nawet tego
potwierdzać. Kolor jej policzków mówił sam za siebie, utwierdzając Kate w słusznych
przypuszczeniach.
- Jakkolwiek by nie było, chcę
spróbować. Chcę go poznać. Miałaś rację wtedy, kiedy namawiając mnie, bym
poszła na wystawę jego zdjęć, powiedziałaś, że chcę poznać jego duszę. Nie wiem
na ile dopuścimy się do siebie, na ile to jest możliwe, ale chcę dać nam
szansę.
Rozmowa ciągnęłaby się tak pewnie
jeszcze długo, gdyby nie Lola, która ze smutną minką przydreptała do kuchni.
Agnes, nie ociągając się, odłożyła pusty kubek do zlewu, pobiegła z małą, by
pomóc jej się ubrać. Kiedy już obie były gotowe do wyjścia, blondynka podeszła
jeszcze do Kate, szeptając jej coś do ucha.
- Spraw, żeby to był cudowny
wieczór, niczym się nie martw! – usłyszała.
Agnes tymczasem chwyciła Lolę za
rękę i pognała z nią do państwa Stein.
*
Punktualnie o 19 do jej drzwi
zadzwonił dzwonek. Poczuła mimowolne ukłucie w sercu, a żołądek podskoczył jej
do gardła. Już nie mogła się doczekać, kiedy dosłownie za kilka sekund otworzy
i zobaczy roześmiane oczy Norwega. Poprawiła jeszcze włosy, psiknęła dwa razy
perfumami i nacisnęła klamkę.
- Cześć. Wyglądasz oszałamiająco.
– usłyszała, a nogi ugięły się pod nią.
***
WRACAM.
Po wielkiej, gigantycznej przerwie wracam, żeby dokończyć to co zaczęłam kiedyś.
A wszystko z miłości do skoków i Kam, bez której pewnie nigdy bym tego nie napisała.
Jesteś najbardziej osom ever! DZIĘUJĘ <3
Jesteście tu jeszcze?