czwartek, 18 grudnia 2014

9.




Wcześnie rano biały autobus podjechał pod kawalerkę Kate. Po tym, jak dziewczyna usłyszała dźwięk wciskanego klaksonu, szybko wyszła z mieszkania, trzymając za rączkę czteroletnią Lolę.
- Bądź dzielna, dobrze? – uśmiechnęła się do córeczki, kucając przy niej – Po powrocie będą czekać na ciebie twoje ulubione lody, a wieczorem ciocia Agnes zabierze cię na spacer, chcesz?
- Jasne! – wesoło odpowiedziała dziewczynka i przytuliła się do mamy, by potem z pomocą przedszkolanki wsiąść do autobusu i odjechać do Kindergarten.
Brunetka jeszcze chwilę patrzyła za pojazdem, by po chwili wrócić do mieszkania. Na zewnątrz prószył śnieg i długie stanie w miejscu, z tylko zarzuconym na siebie płaszczem, nie mogło być niczym dla niej dobrym. Weszła więc do mieszkania, by w pośpiechu wypić poranną kawę, zjeść dwa tosty i wybiec na uczelnię. Włączyła więc ekspres i cierpliwie czekała, aż czarna cieć przeleje się do filiżanki.
Martwiła się. Ostatnie wydarzenia, szczególnie te z poprzedniego wieczora, cały czas żywo wirowały w jej głowie. Co miała robić? Jak powinna była się zachować? Najracjonalniej byłoby powiedzieć Tomowi prawdę. Im dłużej będzie ją ukrywała, tym gorzej. Nie mogła przecież wciąż kłamać, zatajając istnienie swojego małego, blondwłosego skarbu, który daje jej siłę do codziennego wstawania z łóżka. Dlaczego tak bardzo się bała? Czy wstyd przysłaniał jej chęć rozsądnego myślenia?
Kawa w końcu była gotowa. Czarna, mocna. Dokładnie taka, jaką lubiła najbardziej. Idealna na pobudzenie z rana. Dochodziła 7:30. Musiała szybko zjeść, by zdążyć na rozpoczynający się o 8:15 wykład z psychologii różnic indywidualnych. Potem czekały ją jeszcze jedne ćwiczenia i pędem musiała wracać do mieszkania, by przygotować obiad dla siebie i Loli. Po drodze musiała jeszcze kupić jej ulubione czekoladowe lody, z kawałkami czekolady w środku. Mała po prostu je uwielbiała! Kate zapisała to sobie w swoim czarno-białym, minimalistycznym notatniku, żeby za żadne skarby o tym nie zapomnieć. A wieczorem… Wieczorem czekała ją pierwsza, poważna randka. Cóż, zapowiadał się naprawdę interesujący dzień, pomyślała i wyszła z mieszkania.

*

   Obudziła się pierwsza. Jeszcze zanim otworzyła zaspane oczy przeszło jej przez myśl, że koniecznie musi zadzwonić do Kate. Miała przecież najpiękniejszy, najbardziej nierzeczywisty sen na świecie. Austriacki dupek, któremu przypadkowo ostatnio wyznała, że darzy go ogromnym uczuciem zabrał ją do hotelu, a tam szalenie się do siebie zbliżyli. Czego to ludzka, naiwna podświadomość nie wymyśli? Pomyślała z szerokim uśmiechem na twarzy i powoli otworzyła powieki. Ku jej zdziwieniu wcale nie znajdowała się w swoim małym mieszkaniu, do którego z resztą zdążyła już przywyknąć. Okryta była gładką, satynową pościelą, a przez ogromne okna wdzierały się do środka delikatne promienie słońca, przebijające się dzielnie przez słabo prószący śnieg. Za nimi rozpościerały się przepiękne Alpy i usytuowaną gdzieś, onieśmielającą Bergisel. Widok przedstawiał prawdziwy raj. Tylko tak można było go opisać.
W jednej chwili do Agnes dotarła zaskakująca prawda: wczorajszą noc spędziła z Gregorem. Momentalnie odwróciła się w drugą stronę, by spojrzeć na drugą stronę łóżka, po której powinien spać chłopak. Ku jej zdziwieniu, mieszającemu się z uderzającym przerażeniem spostrzegła, że ślad po nim zaginął. Nerwowo rozejrzała się po pokoju. Wszelkie znaki wskazywały na to, że chłopak ulotnił się, zanim zdążyła się zbudzić. Łóżko było zaścielone, ubrania z podłogi zabrane, a kluczyki do samochodu i portfel z dokumentami zabrane z małego stolika, ustawionego w rogu pokoju.
Więc to jednak był sen, myślała gorączkowo. Brutalna rzeczywistość wybudziła ją z idylli, pozostawiając na powrót w świecie pozbawionym złudzeń. Wygląda na to, że jej przeznaczeniem była samotność, która raz po raz oferowała jej bonusy, w postaci upojnych nocy z mężczyznami, którzy kłamiąc, zapewniali o swoich uczuciach, a potem wyparowywali w ciemną otchłań, w której nie mogła i nie chciała ich znaleźć. Czemu miałaby podążać za kimś, kto ewidentnie ją odpycha? Fakt, że Schlierenzauer tak zwyczajnie zniknął, nie zostawiając nawet żadnej wiadomość, utwierdził ją w przekonaniu, że urodziła się naiwną i taka już umrze. Kolejny raz obdarzyła go dziecięcym zaufaniem, mając nadzieję, że teraz to doceni. Patrząc z innej perspektywy, nie miał ku temu żadnych podstaw. Kilka pocałunków, słowne, nic nieznaczące wyznania i wspomnienia ze szpitala, wciąż przyprawiające ją o dreszcze? To wszystko nie miało przecież żadnej wartości.
Zrezygnowana, z cisnącymi się łzami do oczu wstała z miękkiego łóżka, okrywając się kołdrą. Jej ubrania, poskładane, leżały na fotelu. Widząc to, prychnęła tylko pod nosem, z niesmakiem przypominając sobie, jak wczoraj w pośpiechu je z siebie zrzucała. Znowu dała się oszukać… Powoli, wręcz filmowo, zdjęła z siebie narzuconą kołdrę. Często widziała to na dużym ekranie, obiecując sobie, że któregoś dnia sama to zrobi. Dzisiaj spełniła daną sobie obietnicę, która jednak nijak jej nie cieszyła. Brakowało kogoś u jej boku, brązowookiego mężczyzny, który objąłby jej ciało, sprawiając, że w końcu czułaby upragnione bezpieczeństwo. Niestety, takie obrazy powstawały tylko w umysłach naćpanych reżyserów, którzy za wszelką cenę chcieli przekonać widzów, że istnieje jeszcze magia na tym świecie.
Ubierała się powoli, nakładając na siebie kolejne części garderoby. Koronkowe majtki, biały stanik, przydługi, niebieski sweter, który kupiła jej Kate na wyprzedaży w jednym z wrocławskich sklepów. Był zdecydowanie jej ulubionym. Chodziła w nim tak często, że ktoś mógłby pomyśleć, że to jest jej jedynym swetrem. Nie przejmowała się tym jednak, po prostu go uwielbiała. Był przepiękny, wpadający w błękit letniego, bezchmurnego nieba, miękki i przyjemny w dotyku. Z długimi rękawami, które zawsze rozciągała tak, by zakryły jej dłonie.
Zakładając go, zbliżyła się do jednego z ogromnych okien. Stała boso na parkiecie i z dziwną tęsknotą patrzyła w przestrzeń. Powinna była teraz cierpieć, płakać i poddawać się zalewającej ją fali smutku. Nic takiego jednak nie czuła. Zamiast tego, w jej sercu powoli rozgaszczała się pustka i obojętność. Nie chciała kolejny raz przez to przechodzić. Ufać, kochać, by potem składać złamane na drobne kawałki serce. Nie było jej to w ogóle potrzebne. Miała przecież dla kogo żyć. Kate, Lola, państwo Stein, Axel…
- Jasna cholera! – krzyknęła do siebie, przypominając sobie o swoim czworonożnym przyjacielu.
Już dawno powinna była zabrać go na poranny spacer. Państwo Stein na pewno odchodzili od zmysłów. Szybko wyciągnęła telefon z kieszeni dżinsów, które nadal leżały na fotelu i wybrała numer swoich podopiecznych. Powinna była jeszcze zrobić dla nich poranne zakupy. Jak mogła o tym zapomnieć?! Obwiniając się w duchu, czekała na połączenie. W końcu starsza pani podniosła słuchawkę i wysłuchawszy cierpliwie wszystkich tłumaczeń Agnes, oczywiście nieco odbiegających od rzeczywistych wydarzeń, zapewniła, że nic się nie stało. Z troską w głosie pytała jeszcze czy na pewno wszystko w porządku. Blondynka z wymuszoną radością zapewniła ją o tym i przypomniała, że przyjdzie po Axel’a po 18-tej, by razem potem rozłączyć się i odetchnąć z ulgą. Miała prawdziwe szczęście, że trafiła na tak niesamowitych ludzi.
Nie wiedzieć czemu, jej oczy niebezpiecznie zaszkliły się i w nadzwyczajnie szybkim tempie zawilgotniały, mocząc jej pliczki. Bezsilnie opadła na fotel, podkurczając nagie nogi pod brodę. Kogo chciała oszukać? Zżerający ból, tłamsił ją od środka, nie pozwalając przestać płakać. Wciąż powtarzała sobie w myślach jego słowa, przywracała wspomnienie zatroskanych oczu i delikatnych gestów, które pieściły jej spragnione ciało, zdając sobie sprawę, że przegrała, będąc kolejną pozycją, dopisaną do kolekcji zdobytych przez wielkiego Schlierenzauera.
Pogrążając się pesymistycznych myślach, spędzała kolejne minuty na kanapie. Niespodziewanie drzwi pokoju otworzyły się. Speszona Agnes zaczęła pośpiesznie wycierać ostatnie łzy z policzków, nie chcąc pokazać pokojówce, która najprawdopodobniej weszła do środka, że coś się stało.
- Płaczesz? – znajomy głos przedarł się przez ciszę, zmuszając ją do odwrócenia się.
W drzwiach stał Gregor, z rozpiętą kurtką i zestawem na wynos, najprawdopodobniej z jakiejś restauracji.
- Agnes? Odpowiedz mi. – zmartwiony, pospiesznie odłożył kupione produkty na stolik, a zdjętą kurtkę niedbale rzucił na łóżko. – Hej, nie myślałaś chyba, że cię zostawiłem, prawda?
Zmieszana dziewczyna zarumieniła się i nieśmiało spojrzała na chłopaka. Chociaż chciała skłamać i udać, że najzwyczajniej coś wpadło jej do oka, zaszklone spojrzenie, krzyczące strachem i poczuciem bezsilności, zdradzało wszystko.
- Byłam pewna, że to zrobiłeś. – powiedziała cicho, zatrzymując wzrok na swoich dłoniach. – Nie było cię, zabrałeś wszystko, nie zostawiając nawet krótkiej wiadomości czy kartki… Co miałam pomyśleć? – Nie patrzyła na niego, jednak wciąż miała ochotę płakać. Cała sytuacja wydała jej się tak irracjonalna, iż nie była w stanie jeszcze dokładnie jej przekalkulować.
- Gdzie twój telefon? – nieoczekiwanie zapytał Gregor, poważniejąc.
- Tutaj. – dziewczyna podała mu swoją komórkę, z zainteresowaniem patrząc, co też chłopak chce zrobić.
Po chwili Gregor pokazał jej wyświetlacz telefonu. Otworzył wiadomość, którą napisał jej tuż przed wyjściem.
- „Jadę do pewnej restauracji, w której podają najlepszą kawę i jogurtowe bułeczki. Będę niebawem. Całuję.” – przeczytała na głos, a jej policzki momentalnie oblały się czerwonym rumieńcem. Zawstydzona spojrzała na niego przepraszającym wzrokiem. – Gregor, ja naprawdę… Przypomniałam sobie o Axel’u, wzięłam telefon i nie zobaczyłam… przepraszam, nie wiem jak to się stało.
Zmieszana nie zorientowała się, że znowu płacze. Tym razem było to jednak silniejsze od niej. Ulga, połączona z poczuciem winy i niesłusznymi oskarżeniami musiała znaleźć swoje ujście, by nie wybuchnąć w jej wnętrzu.
Gregor usiadł obok niej, mocno ją przytulając.
- Czuję, że jeszcze długo będę musiał pracować na twoje zaufanie, ale nie zawiodę cię. Obiecuję.

*

      Hilde, nie mogę uwierzyć w twój zapał! – trener kolejny raz tego dnia chwalił Norwega - Czyżby coś przyjemnego się stało? – spojrzał na niego znacząco, unosząc brew.
Koledzy z reprezentacji też to zauważyli, dzisiaj Tom był jakiś inny. Z chęcią wykonywał wszystkie ćwiczenia i polecenia trenera, nie marudząc przy tym pod nosem. Nie widziano go już takim od dawna. Forma spadła, na zawodach plasował się gdzieś w trzeciej dziesiątce, a to podcinało mu skrzydła. Wszyscy spekulowali, że stary, odnoszący sukcesy Hilde, zniknął gdzieś i szansa na powrót tamtego ducha walki jest znikoma.
- Zakochałeś się czy co? – ze śmiechem zapytał Bardal w drodze do szatni. Zbliżył się do kolegi, próbując wyciągnąć od niego jakieś intrygujące wiadomości, ten jednak tylko nieznacznie uśmiechnął się pod nosem, myśląc o wspaniale zapowiadającym się wieczorze.

*

     Kończyła przygotowywać obiad. Odkąd przyjechała do Austrii starała się urozmaicać codzienną dietę nowościami z tamtejszej kuchni, żeby każdy posiłek, sprawiał jej przyjemność zarówno w czasie przyrządzania, jak i samego jedzenia. Przede wszystkim dbała jednak o Lolę, by jadła wszystko i rosła zdrowo.
- Lola! – zawołała ją z kuchni – Podaję obiad, chodź kochanie.
Mała przybiegła po chwili, trzymając w dłoni swojego ulubionego misia.
- Karmel też zje z nami, dobrze? – zapytała, przekrzywiając lekko głowę – Nie chciałam zostawiać go samego. Byłoby mu smutno.
- No pewnie, posadź go na krześle obok, dobrze? – Kate tylko uśmiechnęła się pod nosem, patrząc jak jej mała dziewczynka ustawia brązowego misia na krześle.
Podała do stołu. Knedle wyszły wprost wyśmienicie. Znalazła je w jednej z książek kucharskich z tyrolskimi specjałami. Dziwiła się, że w dzisiejszych czasach nikt już nie używał takich książek. Wszystko przejął Internet i niejako zniszczył tradycyjne środki przekazywania informacji, dlatego właśnie, trochę wbrew współczesnej kulturze, brunetka starała się być wierna tradycji.
Lola, z drobną pomocą mamy, szybko pozbyła się swojej porcji na talerzu. Nie było to oczywiście podyktowane tylko apetytem, lecz chęcią skosztowania przepysznego deseru. Kate doskonale wiedziała, co chodzi po głowie jej córce, więc kiedy tylko obie posprzątały z stołu, wyciągnęła z zamrażarki czekoladowe lody i nałożyła dwie porcje.
- Mam dla Ciebie jeszcze jedną niespodziankę. – odezwała się tajemniczo Kate, wyciągając coś z torebki i chowając za plecy.
- Co to? Co to? – gorączkowała się dziewczynka, niecierpliwie skacząc przy mamie.
- Ta dam! – wykrzyknęła brunetka i wyciągnęła przed siebie płytę z filmem DVD. - Zdobyłam dla nas „Krainę lodu”!
Czterolatka wyszczerzyła ząbki w szerokim uśmiechu i, biorąc swoją porcję lodów, pognała na kanapę. Usadowiła się na niej wygodnie, podczas gdy Kate mocowała się z odtwarzaczem.
- Działa. – stwierdziła, kiedy na ekranie pojawił się obraz. – Pójdę jeszcze po moje lody i już siadam obok ciebie.
- Dobrze! – odkrzyknęła dziewczynka. – Weź jeszcze Karmelka, niech też z nami obejrzy!

*

     Agnes skończyła zajęcia godzinę wcześniej, więc już o 17 mgła być u Kate, by odebrać Lolę. Zaplanowała, że zabierze małą do państwa Stein – będą nią zachwyceni, była o tym  wprost przekonana, a potem pójdą z Axel’em na długi spacer. Musiała wynagrodzić mu poranne zaniedbanie spowodowane, bądź co bądź, jednym z piękniejszych wydarzeń w jej życiu.
Sprawy potoczyły się szybko, może nawet zbyt szybko, ale na co mieli czekać? W pewnym momencie najzwyczajniej w świecie zdała sobie sprawę, że zaprzeczanie samej sobie i tłumienie uczuć, które niewątpliwie targały nią już od wielu miesięcy, było zupełnie bez sensu. Zależało mu, widziała to. Nie mógłby aż tak udawać. Był prawdziwy, tak jak wtedy, kiedy przyszedł do niej do szpitalnej sali i opowiadał o Austrii. Nic jeszcze o sobie nie wiedzieli, to prawda, lecz teraz będą mieli szansę, żeby nauczyć się siebie i zrozumieć. Być może to początek czegoś naprawdę wyjątkowego…?
Szybkim krokiem zmierzała do kawalerki przyjaciółki. Im szybciej się u niej zjawi tym, tym lepiej dla wszystkich. Musiała bowiem powiedzieć jej o tym co się wydarzyło, oczywiście… nie wdrażając jej w zbędne szczegóły, które miała zachować tylko dla siebie. Fakt pozostawał jednak faktem – nie była w stanie trzymać w sobie tylu emocji, musiała uwolnić je, by przestały burzliwie rozprzestrzeniać się po jej organizmie, pochłaniając wszelkie inne myśli, sprawiając, że na niczym nie mogła się skupić. W biegu pokonywała kolejne stopnie schodów, by w końcu znaleźć się przed drzwiami Kate. Energicznie zadzwoniła dzwonnikiem, a w oczekiwaniu, otrzepała sobie buty z mokrego śniegu, który miejscami zalegał na chodniku.
- Ciocia Agnes! – Lola szeroko otworzyła drzwi i rzuciła się na blondynkę – Ale fajnie, że już przyszłaś!
- Spieszyłam się do ciebie, mała! Axel już na nas czeka, wiesz? – blondyna przejęła entuzjazm dziewczynki i podobnie jak ona, uśmiechała się beztrosko. – Porozmawiam tylko chwileczkę z twoją mamą i będziemy pędzić, dobrze? – zapytała, kładąc małą z powrotem na ziemi.
Czterolatka naburmuszyła się teatralnie, kręcąc się wokoło, pokazując niezadowolenie.
- Ale tylko troszkę? – zapytała, posyłając Agnes jedno z tych błagalnych, dziecięcych spojrzeń.
- Tylko troszkę. – roześmiała się blondynka, czochrając ją po bujnych włoskach. – A teraz zmykaj. Zawołam cię.
Stojąca na końcu korytarza Kate przyglądała się całej scenie z niekrytym rozbawieniem.
- Chodź, zrobiłam nam herbatę.
- Cudownie, marzę o czymś ciepłym! Wanilia z karmelem?
- Dokładnie, tak jak lubisz.
Usiadły przy kuchennym stole. Było to jedno z ich najsilniejszych wspólnych przyzwyczajeń. Spotykając się zawsze patrzyły herbatę i rozmawiały na poważne lub mniej poważne tematy przy stole w kuchni. Czuły się dzięki temu swobodnie, a atmosfera tego specyficznego miejsca wydawała się być zawsze odpowiednia do długich pogawędek.
- Kate. – zaczęła Agnes dosyć niepewnie – Wiem, że powiedziałaś, że dowiem się o wszystkim kiedy będziesz gotowa, żeby mi o tym powiedzieć, ale… Martwię się o ciebie. Nie chcę cię w żaden sposób naciskać, tylko…
- Jestem z Tomem.
- Jestem z Greogrem.
Nagle w pomieszczeniu nastała niezręczna cisza. Opadła nagle, jak pojawiająca się znikąd jesienna mgła. Patrzyły na siebie z niedowierzaniem, z szeroko otwartymi oczami. Zadawały sobie te same pytania, na których odpowiedzi miały wyjaśnić nieoczekiwany rozwój wydarzeń. Żadna z nich nie była jednak w stanie dopowiedzieć czegoś do jednego krótkiego zdania, hasła, za którym kryły się przecież dwie zupełnie różne historie.
- Czy my przypadkiem nie upiłyśmy się przez nich szkocką? – zaczęła Kate, ze zdezorientowaniem na twarzy.
- I nie zwyzywałyśmy ich od dupków, bo chcieli nas tylko zaliczyć? – pytaniem odpowiedziała Agnes, upijając łyk najlepszej herbaty pod słońcem. – Tak. Dokładnie tak było.
- Nie wierzę, jakie to życie potrafi być przewrotne. – westchnęła brunetka. – Umówiliśmy się, że spróbujemy być ze sobą, tydzień. Dzisiaj idziemy na pierwszą randkę, prawdziwą. Agnes, on nadal nie ma pojęcia o Loli, o całej tej sytuacji. To przecież nie ma najmniejszej racji bytu, to się nie uda, on nie zrozumie.
- Kate. – przerwała jej ostro przyjaciółka – Skończ. Skąd w tobie tyle pesymizmu? Hej, uśmiechnij się. – dotknęła jej policzka, tak jak robiła to zazwyczaj, by tym małym gestem dać jej znak, że jest. – im szybciej mu powiesz, tym lepiej. Zrozum, prawda zawsze jest najlepszym wyjściem z każdej sytuacji.
Nieprzekonana brunetka wzięła głęboki oddech, zatrzymując na chwilę wzrok na swoim ulubionym, wysokim kubku, w którym zawsze piła herbatę. Przywiozła go z jednego z obozów teatralnych, na które jeździła z Agnes.
- Jak to jesteś ze Schlierenzauerem? Zahipnotyzował cię? Zmusił? Porwał i omamił? – odganiając od siebie złe myśli, nonszalancko uniosła brew i posłała Agnes znaczące spojrzenie, gdy ta wciąż milczała. – Och, no mów – ponaglała ją przyjaciółka. – Przecież widzę te rumieńce, zawsze cię zdradzały!
- Pojechaliśmy wczoraj do hotelu. – zaczęła spokojnie. – Tam zaszły pewne nieoczekiwane sytuacje i…
- Nie wierzę! – Kate aż krzyknęła z podniecenia. – Spałaś z nim!
Agnes nie musiała nawet tego potwierdzać. Kolor jej policzków mówił sam za siebie, utwierdzając Kate w słusznych przypuszczeniach.
- Jakkolwiek by nie było, chcę spróbować. Chcę go poznać. Miałaś rację wtedy, kiedy namawiając mnie, bym poszła na wystawę jego zdjęć, powiedziałaś, że chcę poznać jego duszę. Nie wiem na ile dopuścimy się do siebie, na ile to jest możliwe, ale chcę dać nam szansę.
Rozmowa ciągnęłaby się tak pewnie jeszcze długo, gdyby nie Lola, która ze smutną minką przydreptała do kuchni. Agnes, nie ociągając się, odłożyła pusty kubek do zlewu, pobiegła z małą, by pomóc jej się ubrać. Kiedy już obie były gotowe do wyjścia, blondynka podeszła jeszcze do Kate, szeptając jej coś do ucha. 
- Spraw, żeby to był cudowny wieczór, niczym się nie martw! – usłyszała.
Agnes tymczasem chwyciła Lolę za rękę i pognała z nią do państwa Stein.

*

      Punktualnie o 19 do jej drzwi zadzwonił dzwonek. Poczuła mimowolne ukłucie w sercu, a żołądek podskoczył jej do gardła. Już nie mogła się doczekać, kiedy dosłownie za kilka sekund otworzy i zobaczy roześmiane oczy Norwega. Poprawiła jeszcze włosy, psiknęła dwa razy perfumami i nacisnęła klamkę.

- Cześć. Wyglądasz oszałamiająco. – usłyszała, a nogi ugięły się pod nią. 


***

WRACAM.
Po wielkiej, gigantycznej przerwie wracam, żeby dokończyć to co zaczęłam kiedyś. 
A wszystko z miłości do skoków i Kam, bez której pewnie nigdy bym tego nie napisała.
Jesteś najbardziej osom ever! DZIĘUJĘ <3 

Jesteście tu jeszcze?