sobota, 1 grudnia 2012

1.

Podkład muzyczny: Imagine - The Beatles - John Lennon


 
1.

Przechadzałem się szpitalnym korytarzem, mijany przez znienawidzonych przeze mnie lekarzy i wredne pielęgniarki. Przeglądałem się w szybach okien wychodzących z pokoi na korytarz. Zaglądałem do każdego pomieszczenia, miałem takie przyzwyczajenie z dzieciństwa. Wszyscy pacjenci odwiedzani byli przez członków rodziny, przyjaciół znajomych. Nie byli samotni. Kiedy przebywałem w szpitalu przepełniony byłem poczuciem samotności. Towarzyszyło mi ono od dawana, ale dopiero teraz uświadomiłem sobie jak bardzo ono urosło. Szczególnie dzisiaj, gdy nikt nie mógł być przy mnie. Rodzice pochłonięci byli pracą, Lucas zajęty szkolnymi obowiązkami, a Gloria ogarniała chaos w swoim życiu. Może gdybym był chory na nieuleczalną chorobę, odwiedziliby mnie. Jak już wcześniej wspomniałem, szedłem tym pieprzonym korytarzem. Wracałem do siebie. Do równie pieprzonej, pustej, szpitalnej sali.
            Właśnie, co do mojej Sali. Nawet jej numer był dziwny, zły. No bo co może być fajnego w numerze 17? A może to była 16? Zaczęłam się nad tym gorączkowo zastanawiać, gdy dotarłem pod drzwi z napisem: „Sala 16”. Były lekko uchylone. Nie będąc przekonanym czy to odpowiednie miejsce, nieśmiało zajrzałem do środka.

*

Usłyszałam, że drzwi otwierają się. Od razu oderwałam wzrok od książki. Swoją drogą - świetnej książki. Zza drzwi wychylała się smukła twarz jakiegoś chłopaka. Wydawał mi się znajomy, nawet bardzo. W oczy rzuciły mi się jego charakterystyczne, dłuższe blond włosy. Ich artystyczny nieład mógł niejednego wprawić w zakłopotanie. Oczywiście nie tak, jak ten niemrawy uśmieszek, który wprost wlewał ciepło w serce każdego, komu dane było go zobaczyć. Z pewnością już kiedyś gdzieś go widziałam. Te piękne czekoladowe oczy były nie do zapomnienia. Dziwne, że dane było nam spotkać się akurat w takim miejscu. Byłam jednak pewna, że on mnie nie pamięta. W końcu, to były ułamki sekund, wymiana spojrzeń, uśmiechów.

*

Na moje nieszczęście pomyliłem pokoje. A może i szczęście? Na białej pościeli siedziała dziewczyna. Całkiem ładna. Ciemna blondynka o soczyście zielonych oczach. Wydawała się być bardzo szczupła. Nie mogłem wiedzieć tego na pewno, gdyż jej ciało pawie w całości okryte było kocem. Odniosłem wrażenie, że jest miła. Nawet się uśmiechnęła. Odwzajemniłem jej gest, a w związku z tym, iż czułem się bardzo samotny, postanowiłem usiąść przy niej i, jeżeli oczywiście wyrazi taką chęć, zamienić z nią kilka słów. Bez pytania wszedłem i stanąłem na środku pomieszczenia.
- No cześć.

*

            - Cześć?
- Ehm.. - chłopak nadal stał na środku pomieszczenia i patrzył na mnie tym dziwnym, onieśmielającym wzrokiem. - W sumie, to nie wiem po co tutaj przyszedłem. To przypadek.
            Zmarszczyłam czoło i ponownie otworzyłam książkę. Gość kontynuował. Był jak nakręcony.
- W ogóle, to czemu siedzisz tutaj sama? Lubisz samotność? Też coś. Założę się, że nie ma Cię kto odwiedzać. Czyżbyś była nie lubiana? A może odstraszasz wszystkich? No, jak to jest? - Słysząc te słowa, zrobiło mi się niedobrze. Znałam go przecież. Co prawda, nie wiedziałam jaki jest jego charakter, ale znałam go. Wiedziałam kim jest. Szkoda tylko, że nikt mnie nie uprzedził JAKI jest.
            Usiadł bezczelnie na łóżku. Przeczesał swoje włosy ręką. Kontynuowałam czytanie tylko dlatego, że byłam zakłopotana. Sprawiał, że się rozpraszałam.
- Nic nie mówisz. Czemu? Och, przepraszam. Czyżbym Ci przeszkadzał? - Uśmiechnął się do mnie z arogancją i ciągle czekał, aż skomentuję jego żałosne zachowanie.
            Odłożyłam ową, wspomnianą kilkakrotnie, świetną książkę na półkę. Westchnęłam ciężko po czym podniosłam swoje oczy na wysokości jego.
- Trafne spostrzeżenie. - Posłałam w jego kierunku równie chamski, jak jego, uśmieszek. - Przyszedłeś tutaj, żeby mnie obrażać? Jeżeli odpowiedź brzmi: "TAK", to tam są drzwi. - mówiąc to wskazałam palcem na duże, białe drzwi.
            Wstał. Gdyby nie czuł się winny, nie zrobiłby tego.
- Ja… przepraszam.
- I czego oczekujesz? Wybaczenia? Rozgrzeszenia? - spojrzałam na niego z pogardą. Wtargnął tu nieproszony i zaburzył mój spokój. - Nie myśl, że takim jak Ty, wszystko się wybacza.
            Wyszedł bez słowa i trzasnął drzwiami. Tak jakby chciałby zaznaczyć swoją wartość. Wyglądało to jednak całkiem inaczej. Jakby mały chłopczyk pokłócił się ze starszą siostrą.
- Palant. - powiedziałam do siebie i wróciłam do czytania. Nie mogłam jednak się skupić. W moich myślach ciągle przewijał się jego dziwny wyraz twarzy.

*

            Kolejny dzień. Jeszcze mnie nie wypuszczają. Dzisiaj rezonans kręgosłupa. A to dopiero początek. Potem zaszczycą mnie szeregiem głupich, niepotrzebnych badań. Przecież już dawno mógłbym wyjść, trenować, żyć swoim życiem.
- Więc jak będzie ze mną panie doktorze? Dlaczego tak długo mnie tu trzymacie? W końcu zeświruję - wykrzyczałem lekarzowi w twarz.
- Może grzecznej? - lekarz oburzył się i wziął głęboki oddech. - Jeżeli chcesz wrócić na skocznie w optymalnej formie, to musisz zdać się na nas, lekarzy.
- Ciągle to samo pieprzenie. A może w końcu mnie wyleczycie? - krzyczałem jeszcze głośniej. Byłem tak podburzony, że nie wiedziałem co się wokół mnie dzieje. Wymachiwałem rękami, krzątałem się, krzyczałem. Tak jakby ten niewinny lekarz cokolwiek złego mi zrobił. Nie miałem pojęcia, że całemu zamieszaniu przyglądała się jedna, drobna osóbka.

*

            Kolejne zrządzenie losu sprawiło, że znalazłam się akurat w tym miejscu, gdzie właśnie przebywał on. Znowu udowadniał całemu światu, że nie ma bardziej chamskiego człowieka na naszym globie. Szamotał się i krzyczał na lekarzy. Na moje nieszczęście. Miałam pilną sprawę i nie mogłam nie przerwać tej komicznej - lub wręcz przeciwnie - smutnej sytuacji. Podeszłam, więc do doktora i ignorując Schlierenzauer'a zaczęłam wypytywać o moje wyniki badań. 

*

Mężczyzna, widząc pogodną twarz dziewczyny nie zawahał się ani chwili. Przerwał natychmiast rozmowę i zwrócił się do niej.

*

Onieśmielony przyglądałem się całemu zajściu. Towarzyszyło mi uczucie otępienia, spowodowane tym, iż dziewczyna nawet na mnie nie spojrzała. Nie posłała w moim kierunku żadnego obrażonego wzroku. To była dla mnie nowość. Jeszcze wczoraj wydawała się być zainteresowana moją osobą. Tak jakby się troszkę wstydziła. A dzisiaj bez żadnych emocji. Po prostu mnie zignorowała. Po tym incydencie, straciłem ochotę na jakiekolwiek kłótnie z personelem. Po prostu niechętnie, lecz bez zbędnego marudzenia poddawałem się koniecznym zabiegom, a resztę popołudnia spędziłem w niewygodnym, szpitalnym łóżku.
Wyjątkowo nie mogłem zasnąć. Kręciłem się. Przewracałem z boku na bok. Wreszcie wstałem. Wyjrzałem przez okno - nic ciekawego. Uchyliłem drzwi i zrobiłem jeszcze kilka rundek po pokoju. Musiałem z kimś pogadać, desperacko musiałem. Doszedłem do wniosku, że jedyną osobą, z którą mogę pogadać w środku nocy, jest dziewczyna, wobec, której nie byłem zbyt uprzejmy. Postanowiłem, że teraz mogę to naprawić. Było już bardzo późno ale miałem nadzieje, że jest raczej nocny markiem. Wziąłem do ręki pudełko ciasteczek i udałem się w stronę jej sali. Nieśmiało uchyliłem drzwi. Ku mojemu zdziwieniu dziewczyna jeszcze nie spała. Zajmowała się czymś. Wyostrzyłem wzrok i dostrzegłem, że trzyma w dłoniach telefon i nerwowo stuka w klawiaturę. Zastukałem trzy razy, aby oznajmić, że przyszedłem.
Natychmiast oderwała uwagę od telefonu. Była zdziwiona - nawet bardzo. Wyglądała tak jakby szukała w głowie jakiegoś racjonalnego wytłumaczenia dlaczego tu jestem. Doszedłem do wniosku, że rozsądnie byłoby coś powiedzieć, zanim dziewczyna obrzuci mnie niemiłymi słowami. Niestety, zdobyłem się tylko na ciche:
- Cześć.
- Zabrakło Ci papieru w toalecie, czy przyszedłeś się ze mnie ponabijać? - wydawała się być zła, rozwścieczona. Zdawałem sobie sprawę, że jeśli zostanę, wyładuje na mnie całą swą frustrację.
Westchnąłem cicho, co nie uszło uwadze nieznajomej, jednak puściłem to mimo uszu.
- Słuchaj, źle zaczęliśmy. Pozwól mi zostać przez chwilę u Ciebie. Może wcale nie jestem takim chamem za jakiego mnie uważasz.
Blondynka spojrzała na mnie z dziwną, jakby zdezorientowaną miną.
- Nie przesadzaj z tą szczerością, bo zacznę się bać. - rozglądnęła się po pokoju, poczym zaprosiła mnie do środka. - Nie wiem jak jest  w twojej Sali, ale ja tu specjalnych luksusów nie mam.
Zaśmiałem się nieśmiało i wszedłem do środka.
- Nie myśl, że mam królewską komnatę, chociaż chyba powinienem takową mieć. – Szturchnąłem ją lekko. - Wiesz, taki żarcik na moim poziomie.
Starałem się jak mogłem, żeby tylko rozluźnić, panującą między nami, napiętą atmosferę. Czułem, że powoli, bardzo powoli, ale mi się udaje.
- Jak jest w Austrii? Znaczy nie żebym tam nie była, no ale jak się tam mieszka? - Było to pierwsze wypowiedziane przez nią zdanie zawierające nutkę entuzjazmu.
Usiadłem na krawędzi łóżka i zamyśliłem się. Mogłem jej tyle rzeczy opowiedzieć, ale czy ona chciałaby tego słuchać? Zanim jednak przeszedłem do odpowiedzi na jej pytanie, przypomniałem sobie, że ciągle trzymam w rękach ciasteczka.
- Proszę. Przyniosłem Ci coś, tak na osłodę szpitalnej rzeczywistości.
- Bardzo miło z twojej strony - uśmiechnęła się szeroko, po czym gwałtownie skrzywiła - Ale nie są zatrute? - najgorsze było to, że pytała całkiem poważnie.
Nie wiedzieć czemu, bardzo zabolało mnie to pytanie. Widać rzeczywiście uważała, że jestem nikczemnym typem.
- Nie, nie zatrułem.
Westchnąłem ciężko i dodałem z przekąsem:
- Chyba powinienem był to zrobić. Dzięki temu potwierdziłoby się wszystko zło, jakie mi przypisałaś. Powinienem mieć chyba karteczkę na drzwiach do Sali: „Gregor Schlierenzauer – ten zły”

*

Spuścił głowę na dół. Mówiąc to nie miałam na myśli niczego złego - to była tylko ironia. Po chwili namysłu zauważyłam swój błąd. To rzeczywiście musiało zaboleć. Przykre było też to, że nie wiedziałam co powiedzieć. Przypominając sobie jego wcześniejsze zachowanie trudno mi było przeprosić - ale to też człowiek. Ludziom należy wybaczać.

*

- Okay, nieważne.
Uśmiechnąłem się do niej promiennie. Miała prawo tak powiedzieć. Zabolało, ale w końcu, należało mi się.
- Chciałaś wiedzieć jak się mieszka w Austrii, tak? Więc… wyobraź sobie dolinę wokół, której wznoszą się potężne, ośnieżone na szczytach góry. Wszystko wydaje się być groźne, nieokiełznane, lecz gdyby przyjrzeć się bliżej, dostrzega się w nich piękno i prostotę.

*

Mówił i mówił, a ja słuchałam i ciągle o coś dopytywałam. Moja ciekawość nie znała granic. Szybko zjedliśmy opakowanie przyniesionych ciasteczek i musiałam wyciągnąć nowe. Rozmawialiśmy jakbyśmy byli najlepszymi przyjaciółmi. Poruszaliśmy różne tematy, ale wszystko sprowadzało się do Austrii, Innsbrucka i Alp. Straciłam poczucie czasu. Straciłam tak naprawdę jakiekolwiek poczucie. Nawet tego, że jeszcze oddycham.
- Dlaczego tak zależy Ci na tej Austrii? – zapytał po czym ugryzł kawałek ciastka.
- Kruszysz – zaśmiałam się. – O co pytałeś?
- Dlaczego ciągle pytasz o tą Austrię? Chcesz tam mieszkać?
Spuściłam wzrok i zaczęłam nerwowo poszukiwać pomocy w białych ścianach szpitalnej sali. Co mu miałam powiedzieć?
- Nie wiem, po prostu…
Zaczęłam zastanawiać się, czy nie powiedzieć prawdy. Ale przecież.. on był skoczkiem. Mieszkał tam. Nie mogłam się przecież przyznać, że poznałam go momentalnie, gdy po raz pierwszy się zobaczyliśmy. Nie mogłam powiedzieć, że od razu chciałam zadać mu mnóstwo pytań związanych z Austrią, z górami, ze skokami.
- Po prostu… co?
Ponaglał mnie, a ja nie byłam pewna, czy mogę się przed nim otworzyć. O moich żałosnych planach na przyszłość nie opowiedziałam nawet najlepszej przyjaciółce. Czemu on miałby być tym, który to wszystko usłyszy?
- Mam takie marzenie. Może to śmieszne, ale jest – czułam się dziwnie. Jakby odpytywana przez nauczycielkę z jakiegoś wierszyka.
- Śmiało – zachęcał.
- Zawsze marzyłam o takim małym, drewnianym domku w Innsbrucku, z kominkiem. To głupie, wiem.
- Przestań.
- Czemu mówisz: „przestań”?  Dobrze wiem, co sobie myślisz! Ty masz wszystko. Pieniądze, sławę, szczęście. To oczywiste, że dla Ciebie marzenia zwykłej dziewczyny, to gadanina niewarta zachodu. Więc odpuść sobie.
Zaatakowałam go. Nawet jeżeli myślał zupełnie inaczej, to i tak oceniałam go z góry. Zawsze czułam się niezrozumiana, więc czemu tym razem miałoby być inaczej?
- Dlaczego taka jesteś? Chciałem być miły ale wyprowadzasz mnie z równowagi – podniósł głos. – Kazałem Ci przestać, bo to nienormalne, gdy człowiek obala to, w co wierzy i do czego dąży. To chore! – wymachiwał rękoma. – Mam ochotę pozabijać takich ludzi.
- Okay, przepraszam.
Powiedziałam to słowo szczerze. Było mi głupio, że naskoczyłam na niego, tylko ze względu na to, że był miły, ale to życie i ludzie, których spotykałam na mojej drodze nauczyli mnie takiego zachowania. 
- To nie jest takie proste wierzyć we wszystko. Tobie się udało. Mnie nie. Zostańmy przy tym, dobrze?

*

Nie przepadam za takimi ludźmi, wręcz ich nie cierpię – nie znających swojej wartości, podążających do wyimaginowanych ideałów. Jest mi ich po prostu żal. Ale w niej jest coś specyficznego. Na pewno nie mówi tego ludziom, którym  nie ufa.

*

Zamilkł. Nic nie mówił, tylko bacznie mi się przyglądał. Chciałabym wiedzieć, co teraz chodzi mu po głowie? Czyżby mnie oceniał?  Nie ma do tego prawa.
- Ciężko Ci to zrozumieć, prawda? Więc nie próbuj. To mój problem, moje sprawy, moje marzenia.

*

- Jak chcesz. Ciasteczka? – zmieniłem gwałtownie temat. Nie chciałem, żeby było niezręcznie, niewygodnie.
- Nie dziękuję.
- Może jednak? – przysuwałem i odsuwałem jej z przed nosa opakowanie austriackich Mannerów. Kąciki jej ust delikatnie uniosły się w górę.
- Przestań! Dobrze wiesz, że im się nie oprę.
- No więc po co z tym walczysz. Poddaj się ich kuszącemu zapachowi! Wiem, że je chcesz! Wiem to! Poddaj się!

*
Mówił to z takim przejęciem, a jednocześnie patrzył na mnie tymi swoimi brązowymi oczami. No i miał racje… Nie byłam w stanie się oprzeć.
- Czy mnie oczy nie mylą? Panie Schlirenzaupter, są z panem same problemy. Wie pan która godzina?! - do pomieszczenia z impetem wbiegła gruba, niska pielęgniarka. Codziennie wieczorem przychodziła do mnie – dużo rozmawiałyśmy. Opowiadała mi o swoim życiu, o pierwszej miłości która zaczęła się właśnie w sali 16 i oczywiście o tym jak bardzo nie lubi Gregora Schlirenzauptera – myliła jego nazwisko.
*

Podskoczyłem lekko na dźwięk jej głosu. Wręcz mnie przerażał. Już nie mówiąc o tym, jak przychodziła do mnie i od progu, z powalającym, ironicznym uśmiechem, wołała: „Witam Pana! Mam tutaj dla Pana wspaniałą niespodziankę. Igiełki, strzykawki, waciki, woda utleniona. Cieszy się Pan, nieprawdaż?” Aż dreszcz przeszedł mnie na samo wspomnienie.
- Przepraszam, ja.. nie mogłem zasnąć.
- Trzeba było mi powiedzieć. Chętnie bym Pana utuliła do snu. A teraz szybciutko! No już proszę wstawać! – złapała mnie za rękę i na siłę wyprowadzała – Szybciutko. Przynajmniej nie straci Pan formy. Bójcie się Boga. O tej porze baraszkować?! Wstydzilibyście się – mówiąc to, Helena, bo właśnie tak miała na imię, ukradkiem do mnie mrugała. Wiedziała więcej niż on. Wiedziała, że go lubię.
„Kochaniutka”  pielęgniarka, zaprowadziła mnie do odpowiedniej sali, a gdyby tego jeszcze było mało, to poczekała, aż wejdę pod kołdrę i sama własnoręcznie mnie utuliła! Musiałem być potulny jak baranek, bo kto jak kto, ale ona dysponowała narzędziami, których się obawiałem. Kiedy tylko zgasiła światło i zamknęła za sobą drzwi, przewróciłem się na bok i podparłem głowę dłonią. Zacząłem analizować moją rozmowę z nieznajomą. Dotarła do mnie straszna prawda – nadal nie znałem jej imienia.
Rano zabrali mnie na kolejne badania. Nie miałem czasu odwiedzić nowo poznanej koleżanki – a naprawdę bardzo chciałem. Może to śmieszne, bo kilka godzin temu się poznaliśmy, ale nie miałem tu nikogo innego.
- Wypisujemy Pana. – oznajmił lekarz tuż po tym jak setny raz mnie osłuchał.
- Dzisiaj?
- Tak. Może się Pan pakować. Pana stawy wróciły do dawnej kondycji, przeziębienie też już odeszło w zapomnienie. Pozostaje mi życzyć Panu samych sukcesów w skokach. Ale przez najbliższe dwa miesiące proszę odciążać kolano, kiedy tylko Pan może. – wysoki, brodaty lekarz podał mi dłoń na pożegnanie.
Czekałem na ten dzień tak długo, a teraz zamiast się cieszyć, na mojej twarzy malował się smutek. Miałem nadzieję, że spędzę jeszcze kilka miłych wieczorów w jej towarzystwie, że jeszcze powściekam się na pielęgniarki i ponarzekam na salowe. Wiedziałem jednak, że zanim opuszczę mury szpitalu, muszę dowiedzieć się jak ona ma na imię. Poszedłem, więc pośpiesznie do jej sali. Nie zastałem jej. Zastanawiałem się czemu jej nie ma..
Niestety musiałem się spieszyć, przed szpitalem czekała na mnie Sandra – moja dziewczyna. Wychodząc wstąpiłem jeszcze raz, aby się upewnić czy nie wróciła.  Wchodząc ujrzałem ten sam obraz co 10 minut temu. Ciągle jej nie było. Nie chciałem, aby ukochana czekała na mnie zbyt długo. Poszedłem na łatwiznę. Zostawiłem jej wiadomość na łóżku.
Gdy wychodziłem, natknąłem się na „uwielbiającą” mnie pielęgniarkę. W pośpiechu zdążyłem tylko zapytać:
- Jak ona ma na imię?
- Jesteś aż tak głupi, że nie zapytałeś? – otrzymałem w odpowiedzi. Dalej nic nie wiedziałem. Miałem nadzieje, że napisze e-maila lub zadzwoni.
Wsiadłem do samochodu, a Sandra posłała mi jeden z najpiękniejszych uśmiechów jakie w życiu widziałem.
- Gregor, tak się cieszę, że jesteś! Umierałam z tęsknoty. Wszystko dobrze?
Patrzyła na mnie tymi swoimi oczkami pełnymi miłości, a ja poddany, od razu wpiłem się w jej usta. Gdy oderwaliśmy się od siebie, moja blondynka ruszyła z piskiem opon spod szpitala.

*

Czekałam, czekałam aż przyjdzie. Mijały godziny. Wieczór odpłynął w niepamięć – był środek nocy. Dlaczego go nie ma? Miałam nadzieje, że dzisiaj się zrehabilituję i uraczę go najweselszym uśmiechem, jakim kiedykolwiek mogłam kogoś obdarować. Kręciłam się na łóżku. Na chwilkę odchyliłam głowę od poduszki tak, by ją poprawić i zauważyłam małą krateczkę.
Przyjrzałam się jej uważnie. Było tam napisane:
„Wypisali mnie. Chciałem się pożegnać, ale Cię nie było. Nie znam nawet Twojego imienia. Odezwij się.”
Poniżej podany był adres e-meil’owy oraz numer telefonu. Podpisane: „Gregor Schlierenzauer”.
Nie byłam wstanie opisać mojego zdziwienia. W sumie, nic nie znaczyłam, prawda? A jednak zależało mu, żeby się chociaż dowiedzieć jak mam na imię. Uśmiechnęłam się sama do siebie i wzięłam do ręki telefon komórkowy.
"Będzie mi Ciebie brakowało : ). Moje imię? Moje imię nie jest ważne. Powiem tylko, że pochodzi z greckiego i oznacza czystość, świętość. " – I wyślij – mruknęłam pod nosem. Dopiero za kilka chwil zorientowałam się, że jest grubo po trzeciej. Dzisiaj już nie odpisze – na pewno nie. Odłożyłam telefon na biurko. W przeciągu dwóch minut otrzymałam odpowiedź. Nie omieszkałam parsknąć śmiechem.
Od razu przyszło mi na myśl: „Czekałeś na tą wiadomość czy jak?!” Kiedy nacisnęłam przycisk „otwórz” zaczęłam uważnie śledzić każde słowo skierowane pod moim adresem.
„Mówisz zagadkami, ale dobrze. Zaraz poszperam i dowiem się, jak Ci na imię. Poza tym, muszę Ci coś wyznać w sekrecie. Najpierw jednak musisz obiecać, że nikomu tego nie powiesz.”
„Czy sam fakt, że moje słowo oznacza świętość czegoś nie obiecuje? Oczywiście, możesz mi ufać” – był to chyba najszybciej napisany sms w moim życiu. Z każdą minutą mieliśmy coraz więcej wspólnego.

*

Gdy poczułem dźwięk wibracji telefonu od razu zerwałem się, by przeczytać wiadomość od niej. Sposób w jaki się do mnie zwracała, bardzo mnie intrygował. Odpisałem.
„Dobrze, ufam Ci. Więc, chcę Ci powiedzieć, że.. też będzie mi Ciebie brakowało.” Zostało mi tylko wcisnąć WYŚLIJ i czekać na odpowiedź.

*

Po przeczytaniu kolejnego sms’a coś ścisnęło mnie w klatce piersiowej. Napisałam to na czystko koleżeński sposób a wszyło zupełnie inaczej. Czułam coraz szybszy rytm mojego serca.
„Żartujesz, czy mówisz prawdę?”
To nie było normalne. Godzina 3.30 nad ranem, a ja pisałem z dziewczyną poznaną w szpitalu. Takie zachowanie zdecydowanie nie było w moim stylu, ale jakoś specjalnie mi to nie przeszkadzało.
„Czy prosiłbym Ciebie, dziewczynę, której imię oznacza świętość, żebyś mi coś obiecywała, gdyby nie było to prawdą?”
Nie wiedziałam co odpisać. Położyłam telefon koło siebie i wyjrzałam przez okno. Piszę z Gregorem? – zaśmiałam się. Piszę, no bo na co to niby innego wygląda. Zamyśliłam się. Za chwilkę kolejny sms bez zbędnych słów, znaków interpunkcyjnych, tylko zwykłe, proste: „Agnes”.
Serce zabiło mocnej. Kolejny raz tej nocy. To jednak nie miało większego znaczenia. Czemu? Nie mogłam zrozumieć czemu to robi. Ma przecież swoje życie. Czyżby bawił się w jakieś gierki? Nie ważne. Przyda mi się rozrywka.
„Agnes. Miło mi.”
Jednak ileż mógł trwać ten cały podniosły nastrój? Nie myliłam się. Gregor był kimś kto mógł rozśmieszyć lub zasmucić do łez. Po przeczytaniu kolejnego sms’a mimo wszystko postanowiłam na to pierwsze. Ach głupiutka Agnes. - „Milej już być nie mogło : ). Wybacz ale moja dziewczyna narzeka, ze jej przeszkadzam. Porozmawiamy jutro. Słodkich snów.”
Po przeczytaniu następnego sms-a poczułam się dziwnie. Ale czego mogłam się spodziewać? Tak, tak, ja i życie marzeniami. Napisałam tylko „Dobrej nocy.” , odłożyłam telefon na półkę, a głowę przyłożyłam do poduszki, starając się zasnąć.
Bzzz – mój telefon znów zadrżał.  Nie miałam pojęcia kto to może być. Ku mojemu zdziwieniu mój poprzedni rozmówca.  – „Obiecaj mi, że będziesz spała słodko : )”
„Obiecaj, że Twoje włosy będą rano w artystycznym nieładzie, który podkreśla Twoje brązowe tęczówki.” Zanim doszło do mnie to co napisałam, było za późno, żeby to odwołać. „Wiadomość została dostarczona”
Było późno, nie myślałam. Czucie, które mnie opętało było straszne. Nawet nie wiem jak je nazwać. Czułam je wcześniej tylko raz i miałam nadzieje, że się nie powtórzy.
„Sugerujesz, że się nie czeszę czy coś innego? Wybacz jestem na to za głupi. No ale obiecuję” – odetchnęłam z ulgą. Nie zdążyłam odpisać i zostałam uraczona kolejnym sms-em: „Śpij musisz być wypoczęta. Ja z resztą też – Sandra również. Tylko pamiętaj śpij słodko. Tak jak spałaś gdy zaglądałem do twojego pokoju, każdego wieczoru.”
Przeżyłabym bez ostatniej informacji. Zaglądał do mnie każdego wieczora? Nie powinnam była się nad tym zastanawiać. Myślenie nad przyczynami jego zachowania były zupełnie bezcelowe. Nie omieszkałam jednak ująć tego w sms-ie:
„Przychodziłeś do mnie, gdy spałam? … Dobranoc.”
Nic mi na to nie odpisał. Zrobił coś gorszego. Czego zupełnie się nie spodziewałam. Zadzwonił.
- Czy on zwariował? Może to jego dziewczyna? Odbierać czy nie?!
Postawiłam jednak na odebranie. Nie mogłam sobie odmówić przyjemność posłuchania jego delikatnego, niskiego głosu. Zanim jednak przycisnęłam małą, zieloną słuchaweczkę skarciłam się w duchu za to, że tak się tym cieszę.
- Tak, słucham?
- Mówisz tak, jakbyś nie wiedziała kto dzwoni.
- Oszalałeś?! Wiesz która godzina? A co z twoją dziewczyną? Raczej nie rozmawiasz z kolegą.
- To już mój problem. Obiecaj.
- Nie jesteś normalny.
- Co z tego? Obiecaj po prostu.
- No dobrze, już dobrze! Obiecuję.
- Teraz możemy iść spać.
- Czuje się jakbyśmy mieli iść spać razem.
- Może kiedyś.
- Źle mnie zrozumiałeś…
- Nie, nie. Bardzo dobrze. Jasno. Przejrzyście. Śpij słodko.
Po tych słowach usłyszałam dźwięk przerywanej rozmowy. Nie mogłam się otrząsnąć. To było za dużo jak na jedną noc. Kartka, sms-y, telefon. Czym jeszcze zaskoczy mnie ten blondyn? Mam nadzieję, że niczym. On ma swoje życie, ja mam swoje. Niech tak zostanie. Nie mogę pozwolić sobie na jakiekolwiek uczucia, które sprawią mi tylko i wyłącznie ból. To byłby bezsens.
Ułożyłam się wygodnie w łóżku. Patrzyłam w sufit ale tak naprawdę widziałam całkiem coś innego. Miałam przed oczami Gregora który namiętnie opowiada mi o Austrii i zajada się Mannerami. Uniosłam ku górze dłonie i nogi – tak jak się to robiło za dziecięcych lat i potrząsnęłam nimi zgrabnie ze szczęścia. Wbrew wszystkim dojrzałym myślom. W tej jednej chwili chciałam zostać dzieckiem.

*

Nie mogłem zasnąć. Próbowałem wsłuchać się w spokojny, miarowy oddech Sandry, lecz nawet na nim nie mogłem skupić swej uwagi. Miałem ochotę zadzwonić do niej jeszcze raz. Tylko po to, żeby usłyszeć ten lekko poirytowany głos. I tak naprawdę nic nie stało na przeszkodzie. Jednak zrezygnowałem. Posypało się za wiele słów, które nie pozostaną bez znaczenia. Powiedziałem jej o tym, że zaglądałem do niej. Mogła to odebrać jednoznacznie. Z drugiej strony… o co chodziło jej z tymi włosami? Niczego nie rozumiałem. W tej oazie przemyśleń doszedłem do jednego najważniejszego wniosku – możliwe, że już nigdy jej nie zobaczę. Z Austrii nie pochodzi, ani w niej nie mieszka. Chciałoby się jej jechać aż do mnie? Ja w sumie, w ogóle nie wiem z jakiego ona kraju pochodzi. A co jeśli z jakiejś Mołdawii? I jeśli jest biedna i nie ma pieniędzy? Gregor! Ogarnij się. Poza tym masz dziewczynę. Spojrzałem na ukochaną, ale szybko się odwróciłem. Nie było mi w smak patrzeć na nią, gdy śpi.
Chwila… Nie chciałem na nią patrzeć, gdy śpi? Na Agnes mógłbym tak patrzeć godzinami, bez przerwy. Byle tylko widzieć, jak słodko wtedy wygląda. Przeszył mnie zimny dreszcz. Coś zaczęło we mnie krzyczeć. Chciałbym uciec, ale najpierw chwyciłbym telefon i zadzwoniłbym do niej. Krzyki się nasilały, stawały się głośniejsze, a ja nic z nich nie rozumiałem. Doszedłem do wniosku, że właśnie w tym momencie przydałaby się znienawidzona pielęgniarka, ze znienawidzoną strzykawką w dłoniach. Podałaby mi coś, co pomogłoby w tej jednej chwili – środek usypiający.


***

            A oto i pierwszy rozdział! Nieskromnie rzecz ujmując uważam, że jest jednym z najlepszych jakie pojawią się w tej historii, ale ogólną ocenę pozostawiam Wam : )
            I tak btw, też macie dosyć konkursów w Kussamo? Dzisiejszy był kompletnie nieprzewidywalny i hello, Morgenstern poza czołową „30” ? Koniec świata -.-
            Cóż, oby do przyszłego weekendu! Miłych dni Wam wszystkim życzę <3

4 komentarze:

  1. awww, kocham <3
    To jest genialnie, bardzo. Pamiętam, jak dałaś mi to pierwszy raz do przeczytania - byłam wtedy pod takim wielkim wrażeniem, że ta historia przez kilka dni nie mogła wyjść mi z głowy! to po prostu miażdży!
    Podoba mi się tutaj Gregor. Z jednej strony totalny cham i dupek, ale z drugiej... z drugiej tak powoli i ostrożnie, trochę ze strachem odkrywa jakąś inną, nieznaną mu dotąd, wrażliwszą stronę siebie samego. Agnes mu w tym pomaga. Jedynie Sandra tutaj nie pasuje :c
    Nie wiem, jak oni się potem znajdą, nie mam zielonego pojęcia, ale wierzę, że przeznaczenie, los, że cos złączyły ich życia. Bo musi.
    Jestes genialna, kochana. Czekam na drugi rozdział! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. I proszę, w pewnej części mamy Gregora chamskiego, a w innej znowu całkiem przyjemnego chłopaka. Ta pierwsza część to już chyba stereotypowy Gregor, bo zazwyczaj robi się z niego takiego chama. Szczerze mówiąc to historia mnie zaciekawiła, a najbardziej to skąd Agnes znała Gregora. Odniosłam wrażenie jakby nie było to zwyczajne znanie go z mediów, a jakby się już wcześniej spotkali, aczkolwiek on jakoś nieszczególnie to kojarzył. Sandra mi tu nie pasuje, może i zniknie szybko skoro Gregor woli sobie popatrzeć na Agnes niż na własną kobietę? Mam nadzieję. No to ja już czekam na drugi, ale widzę, że nie masz nigdzie obserwatorów na blogu, więc w tak razie prosiłabym o powiadomienie o nowym rozdziale na moim blogu. postapic-inaczej.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Eeeeeeeeeeeeeej!!!!!!!! Aga przestan rozumiesz?? przez ciebie jeszcze polubie Gregora! :DD bo juz mi sie podoba w tym opowiadaniu! :D ALE KOCHAM TEN MOMENT!!!
    - Teraz możemy iść spać.
    - Czuje się jakbyśmy mieli iść spać razem.
    - Może kiedyś.
    - Źle mnie zrozumiałeś…
    hahahahahahahahahahahaha loooove to! :D
    http://love--winter.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Aguuuuuuuś Ty talenciaro! Wiesz, że ja i skoki to dwie rózne bajki,ale to jest na prawde ciekawe skarbie <3 !!!

    OdpowiedzUsuń