1.
Przechadzałem
się szpitalnym korytarzem, mijany przez znienawidzonych przeze mnie lekarzy i
wredne pielęgniarki. Przeglądałem się w szybach okien wychodzących z pokoi na
korytarz. Zaglądałem do każdego pomieszczenia, miałem takie przyzwyczajenie z
dzieciństwa. Wszyscy pacjenci odwiedzani byli przez członków rodziny,
przyjaciół znajomych. Nie byli samotni. Kiedy przebywałem w szpitalu
przepełniony byłem poczuciem samotności. Towarzyszyło mi ono od dawana, ale
dopiero teraz uświadomiłem sobie jak bardzo ono urosło. Szczególnie dzisiaj,
gdy nikt nie mógł być przy mnie. Rodzice pochłonięci byli pracą, Lucas zajęty
szkolnymi obowiązkami, a Gloria ogarniała chaos w swoim życiu. Może gdybym był
chory na nieuleczalną chorobę, odwiedziliby mnie. Jak już wcześniej
wspomniałem, szedłem tym pieprzonym korytarzem. Wracałem do siebie. Do równie
pieprzonej, pustej, szpitalnej sali.
Właśnie,
co do mojej Sali. Nawet jej numer był dziwny, zły. No bo co może być fajnego w
numerze 17? A może to była 16? Zaczęłam się nad tym gorączkowo zastanawiać, gdy
dotarłem pod drzwi z napisem: „Sala 16”. Były lekko uchylone. Nie będąc
przekonanym czy to odpowiednie miejsce, nieśmiało zajrzałem do środka.
*
Usłyszałam, że
drzwi otwierają się. Od razu oderwałam wzrok od książki. Swoją drogą - świetnej
książki. Zza drzwi wychylała się smukła twarz jakiegoś chłopaka. Wydawał mi się
znajomy, nawet bardzo. W oczy rzuciły mi się jego charakterystyczne, dłuższe
blond włosy. Ich artystyczny nieład mógł niejednego wprawić w zakłopotanie.
Oczywiście nie tak, jak ten niemrawy uśmieszek, który wprost wlewał ciepło w
serce każdego, komu dane było go zobaczyć. Z pewnością już kiedyś gdzieś go
widziałam. Te piękne czekoladowe oczy były nie do zapomnienia. Dziwne, że dane
było nam spotkać się akurat w takim miejscu. Byłam jednak pewna, że on mnie nie
pamięta. W końcu, to były ułamki sekund, wymiana spojrzeń, uśmiechów.
*
Na moje
nieszczęście pomyliłem pokoje. A może i szczęście? Na białej pościeli siedziała
dziewczyna. Całkiem ładna. Ciemna blondynka o soczyście zielonych oczach.
Wydawała się być bardzo szczupła. Nie mogłem wiedzieć tego na pewno, gdyż jej
ciało pawie w całości okryte było kocem. Odniosłem wrażenie, że jest miła.
Nawet się uśmiechnęła. Odwzajemniłem jej gest, a w związku z tym, iż czułem się
bardzo samotny, postanowiłem usiąść przy niej i, jeżeli oczywiście wyrazi taką
chęć, zamienić z nią kilka słów. Bez pytania wszedłem i stanąłem na środku
pomieszczenia.
- No cześć.
*
-
Cześć?
- Ehm.. - chłopak nadal stał na
środku pomieszczenia i patrzył na mnie tym dziwnym, onieśmielającym wzrokiem. -
W sumie, to nie wiem po co tutaj przyszedłem. To przypadek.
Zmarszczyłam
czoło i ponownie otworzyłam książkę. Gość kontynuował. Był jak nakręcony.
- W ogóle, to czemu siedzisz
tutaj sama? Lubisz samotność? Też coś. Założę się, że nie ma Cię kto odwiedzać.
Czyżbyś była nie lubiana? A może odstraszasz wszystkich? No, jak to jest? -
Słysząc te słowa, zrobiło mi się niedobrze. Znałam go przecież. Co prawda, nie
wiedziałam jaki jest jego charakter, ale znałam go. Wiedziałam kim jest. Szkoda
tylko, że nikt mnie nie uprzedził JAKI jest.
Usiadł
bezczelnie na łóżku. Przeczesał swoje włosy ręką. Kontynuowałam czytanie tylko
dlatego, że byłam zakłopotana. Sprawiał, że się rozpraszałam.
- Nic nie mówisz. Czemu? Och,
przepraszam. Czyżbym Ci przeszkadzał? - Uśmiechnął się do mnie z arogancją i
ciągle czekał, aż skomentuję jego żałosne zachowanie.
Odłożyłam
ową, wspomnianą kilkakrotnie, świetną książkę na półkę. Westchnęłam ciężko po
czym podniosłam swoje oczy na wysokości jego.
- Trafne spostrzeżenie. -
Posłałam w jego kierunku równie chamski, jak jego, uśmieszek. - Przyszedłeś
tutaj, żeby mnie obrażać? Jeżeli odpowiedź brzmi: "TAK", to tam są
drzwi. - mówiąc to wskazałam palcem na duże, białe drzwi.
Wstał.
Gdyby nie czuł się winny, nie zrobiłby tego.
- Ja… przepraszam.
- I czego oczekujesz? Wybaczenia?
Rozgrzeszenia? - spojrzałam na niego z pogardą. Wtargnął tu nieproszony i
zaburzył mój spokój. - Nie myśl, że takim jak Ty, wszystko się wybacza.
Wyszedł
bez słowa i trzasnął drzwiami. Tak jakby chciałby zaznaczyć swoją wartość.
Wyglądało to jednak całkiem inaczej. Jakby mały chłopczyk pokłócił się ze
starszą siostrą.
- Palant. - powiedziałam do
siebie i wróciłam do czytania. Nie mogłam jednak się skupić. W moich myślach
ciągle przewijał się jego dziwny wyraz twarzy.
*
Kolejny
dzień. Jeszcze mnie nie wypuszczają. Dzisiaj rezonans kręgosłupa. A to dopiero
początek. Potem zaszczycą mnie szeregiem głupich, niepotrzebnych badań.
Przecież już dawno mógłbym wyjść, trenować, żyć swoim życiem.
- Więc jak będzie ze mną panie
doktorze? Dlaczego tak długo mnie tu trzymacie? W końcu zeświruję - wykrzyczałem
lekarzowi w twarz.
- Może grzecznej? - lekarz
oburzył się i wziął głęboki oddech. - Jeżeli chcesz wrócić na skocznie w
optymalnej formie, to musisz zdać się na nas, lekarzy.
- Ciągle to samo pieprzenie. A
może w końcu mnie wyleczycie? - krzyczałem jeszcze głośniej. Byłem tak
podburzony, że nie wiedziałem co się wokół mnie dzieje. Wymachiwałem rękami,
krzątałem się, krzyczałem. Tak jakby ten niewinny lekarz cokolwiek złego mi
zrobił. Nie miałem pojęcia, że całemu zamieszaniu przyglądała się jedna, drobna
osóbka.
*
Kolejne
zrządzenie losu sprawiło, że znalazłam się akurat w tym miejscu, gdzie właśnie
przebywał on. Znowu udowadniał całemu światu, że nie ma bardziej chamskiego
człowieka na naszym globie. Szamotał się i krzyczał na lekarzy. Na moje
nieszczęście. Miałam pilną sprawę i nie mogłam nie przerwać tej komicznej - lub
wręcz przeciwnie - smutnej sytuacji. Podeszłam, więc do doktora i ignorując
Schlierenzauer'a zaczęłam wypytywać o moje wyniki badań.
*
Mężczyzna,
widząc pogodną twarz dziewczyny nie zawahał się ani chwili. Przerwał
natychmiast rozmowę i zwrócił się do niej.
*
Onieśmielony
przyglądałem się całemu zajściu. Towarzyszyło mi uczucie otępienia, spowodowane
tym, iż dziewczyna nawet na mnie nie spojrzała. Nie posłała w moim kierunku żadnego
obrażonego wzroku. To była dla mnie nowość. Jeszcze wczoraj wydawała się być
zainteresowana moją osobą. Tak jakby się troszkę wstydziła. A dzisiaj bez
żadnych emocji. Po prostu mnie zignorowała. Po tym incydencie, straciłem ochotę
na jakiekolwiek kłótnie z personelem. Po prostu niechętnie, lecz bez zbędnego
marudzenia poddawałem się koniecznym zabiegom, a resztę popołudnia spędziłem w
niewygodnym, szpitalnym łóżku.
Wyjątkowo nie
mogłem zasnąć. Kręciłem się. Przewracałem z boku na bok. Wreszcie wstałem.
Wyjrzałem przez okno - nic ciekawego. Uchyliłem drzwi i zrobiłem jeszcze kilka
rundek po pokoju. Musiałem z kimś pogadać, desperacko musiałem. Doszedłem do
wniosku, że jedyną osobą, z którą mogę pogadać w środku nocy, jest dziewczyna,
wobec, której nie byłem zbyt uprzejmy. Postanowiłem, że teraz mogę to naprawić.
Było już bardzo późno ale miałem nadzieje, że jest raczej nocny markiem.
Wziąłem do ręki pudełko ciasteczek i udałem się w stronę jej sali. Nieśmiało
uchyliłem drzwi. Ku mojemu zdziwieniu dziewczyna jeszcze nie spała. Zajmowała
się czymś. Wyostrzyłem wzrok i dostrzegłem, że trzyma w dłoniach telefon i
nerwowo stuka w klawiaturę. Zastukałem trzy razy, aby oznajmić, że przyszedłem.
Natychmiast
oderwała uwagę od telefonu. Była zdziwiona - nawet bardzo. Wyglądała tak jakby
szukała w głowie jakiegoś racjonalnego wytłumaczenia dlaczego tu jestem.
Doszedłem do wniosku, że rozsądnie byłoby coś powiedzieć, zanim dziewczyna
obrzuci mnie niemiłymi słowami. Niestety, zdobyłem się tylko na ciche:
- Cześć.
- Zabrakło Ci papieru w toalecie,
czy przyszedłeś się ze mnie ponabijać? - wydawała się być zła, rozwścieczona.
Zdawałem sobie sprawę, że jeśli zostanę, wyładuje na mnie całą swą frustrację.
Westchnąłem
cicho, co nie uszło uwadze nieznajomej, jednak puściłem to mimo uszu.
- Słuchaj, źle zaczęliśmy. Pozwól
mi zostać przez chwilę u Ciebie. Może wcale nie jestem takim chamem za jakiego
mnie uważasz.
Blondynka spojrzała na mnie z
dziwną, jakby zdezorientowaną miną.
- Nie przesadzaj z tą szczerością,
bo zacznę się bać. - rozglądnęła się po pokoju, poczym zaprosiła mnie do
środka. - Nie wiem jak jest w twojej Sali,
ale ja tu specjalnych luksusów nie mam.
Zaśmiałem się nieśmiało i
wszedłem do środka.
- Nie myśl, że mam królewską
komnatę, chociaż chyba powinienem takową mieć. – Szturchnąłem ją lekko. -
Wiesz, taki żarcik na moim poziomie.
Starałem się jak mogłem, żeby
tylko rozluźnić, panującą między nami, napiętą atmosferę. Czułem, że powoli,
bardzo powoli, ale mi się udaje.
- Jak jest w Austrii? Znaczy nie
żebym tam nie była, no ale jak się tam mieszka? - Było to pierwsze
wypowiedziane przez nią zdanie zawierające nutkę entuzjazmu.
Usiadłem na krawędzi łóżka i
zamyśliłem się. Mogłem jej tyle rzeczy opowiedzieć, ale czy ona chciałaby tego
słuchać? Zanim jednak przeszedłem do odpowiedzi na jej pytanie, przypomniałem
sobie, że ciągle trzymam w rękach ciasteczka.
- Proszę. Przyniosłem Ci coś, tak
na osłodę szpitalnej rzeczywistości.
- Bardzo miło z twojej strony -
uśmiechnęła się szeroko, po czym gwałtownie skrzywiła - Ale nie są zatrute? -
najgorsze było to, że pytała całkiem poważnie.
Nie wiedzieć czemu, bardzo
zabolało mnie to pytanie. Widać rzeczywiście uważała, że jestem nikczemnym
typem.
- Nie, nie zatrułem.
Westchnąłem ciężko i dodałem z
przekąsem:
- Chyba powinienem był to zrobić.
Dzięki temu potwierdziłoby się wszystko zło, jakie mi przypisałaś. Powinienem
mieć chyba karteczkę na drzwiach do Sali: „Gregor Schlierenzauer – ten zły”
*
Spuścił głowę
na dół. Mówiąc to nie miałam na myśli niczego złego - to była tylko ironia. Po
chwili namysłu zauważyłam swój błąd. To rzeczywiście musiało zaboleć. Przykre
było też to, że nie wiedziałam co powiedzieć. Przypominając sobie jego
wcześniejsze zachowanie trudno mi było przeprosić - ale to też człowiek.
Ludziom należy wybaczać.
*
- Okay,
nieważne.
Uśmiechnąłem się do niej
promiennie. Miała prawo tak powiedzieć. Zabolało, ale w końcu, należało mi się.
- Chciałaś wiedzieć jak się
mieszka w Austrii, tak? Więc… wyobraź sobie dolinę wokół, której wznoszą się
potężne, ośnieżone na szczytach góry. Wszystko wydaje się być groźne,
nieokiełznane, lecz gdyby przyjrzeć się bliżej, dostrzega się w nich piękno i
prostotę.
*
Mówił i mówił,
a ja słuchałam i ciągle o coś dopytywałam. Moja ciekawość nie znała granic.
Szybko zjedliśmy opakowanie przyniesionych ciasteczek i musiałam wyciągnąć
nowe. Rozmawialiśmy jakbyśmy byli najlepszymi przyjaciółmi. Poruszaliśmy różne
tematy, ale wszystko sprowadzało się do Austrii, Innsbrucka i Alp. Straciłam
poczucie czasu. Straciłam tak naprawdę jakiekolwiek poczucie. Nawet tego, że
jeszcze oddycham.
- Dlaczego tak zależy Ci na tej
Austrii? – zapytał po czym ugryzł kawałek ciastka.
- Kruszysz – zaśmiałam się. – O
co pytałeś?
- Dlaczego ciągle pytasz o tą
Austrię? Chcesz tam mieszkać?
Spuściłam wzrok i zaczęłam
nerwowo poszukiwać pomocy w białych ścianach szpitalnej sali. Co mu miałam
powiedzieć?
- Nie wiem,
po prostu…
Zaczęłam
zastanawiać się, czy nie powiedzieć prawdy. Ale przecież.. on był skoczkiem.
Mieszkał tam. Nie mogłam się przecież przyznać, że poznałam go momentalnie, gdy
po raz pierwszy się zobaczyliśmy. Nie mogłam powiedzieć, że od razu chciałam
zadać mu mnóstwo pytań związanych z Austrią, z górami, ze skokami.
- Po prostu… co?
Ponaglał mnie, a ja nie byłam
pewna, czy mogę się przed nim otworzyć. O moich żałosnych planach na przyszłość
nie opowiedziałam nawet najlepszej przyjaciółce. Czemu on miałby być tym, który
to wszystko usłyszy?
- Mam takie marzenie. Może to
śmieszne, ale jest – czułam się dziwnie. Jakby odpytywana przez nauczycielkę z
jakiegoś wierszyka.
- Śmiało – zachęcał.
- Zawsze marzyłam o takim małym,
drewnianym domku w Innsbrucku, z kominkiem. To głupie, wiem.
- Przestań.
- Czemu mówisz: „przestań”? Dobrze wiem, co sobie myślisz! Ty masz
wszystko. Pieniądze, sławę, szczęście. To oczywiste, że dla Ciebie marzenia
zwykłej dziewczyny, to gadanina niewarta zachodu. Więc odpuść sobie.
Zaatakowałam go. Nawet jeżeli
myślał zupełnie inaczej, to i tak oceniałam go z góry. Zawsze czułam się
niezrozumiana, więc czemu tym razem miałoby być inaczej?
- Dlaczego taka jesteś? Chciałem
być miły ale wyprowadzasz mnie z równowagi – podniósł głos. – Kazałem Ci
przestać, bo to nienormalne, gdy człowiek obala to, w co wierzy i do czego
dąży. To chore! – wymachiwał rękoma. – Mam ochotę pozabijać takich ludzi.
- Okay, przepraszam.
Powiedziałam to słowo szczerze.
Było mi głupio, że naskoczyłam na niego, tylko ze względu na to, że był miły,
ale to życie i ludzie, których spotykałam na mojej drodze nauczyli mnie takiego
zachowania.
- To nie jest takie proste
wierzyć we wszystko. Tobie się udało. Mnie nie. Zostańmy przy tym, dobrze?
*
Nie przepadam
za takimi ludźmi, wręcz ich nie cierpię – nie znających swojej wartości,
podążających do wyimaginowanych ideałów. Jest mi ich po prostu żal. Ale w niej
jest coś specyficznego. Na pewno nie mówi tego ludziom, którym nie ufa.
*
Zamilkł. Nic nie
mówił, tylko bacznie mi się przyglądał. Chciałabym wiedzieć, co teraz chodzi mu
po głowie? Czyżby mnie oceniał? Nie ma
do tego prawa.
- Ciężko Ci to zrozumieć, prawda?
Więc nie próbuj. To mój problem, moje sprawy, moje marzenia.
*
- Jak chcesz.
Ciasteczka? – zmieniłem gwałtownie temat. Nie chciałem, żeby było niezręcznie,
niewygodnie.
- Nie dziękuję.
- Może jednak? – przysuwałem i
odsuwałem jej z przed nosa opakowanie austriackich Mannerów. Kąciki jej ust
delikatnie uniosły się w górę.
- Przestań! Dobrze wiesz, że im
się nie oprę.
- No więc po co z tym walczysz.
Poddaj się ich kuszącemu zapachowi! Wiem, że je chcesz! Wiem to! Poddaj się!
*
Mówił to z takim przejęciem, a
jednocześnie patrzył na mnie tymi swoimi brązowymi oczami. No i miał racje… Nie
byłam w stanie się oprzeć.
- Czy mnie
oczy nie mylą? Panie Schlirenzaupter, są z panem same problemy. Wie pan która
godzina?! - do pomieszczenia z impetem wbiegła gruba, niska pielęgniarka.
Codziennie wieczorem przychodziła do mnie – dużo rozmawiałyśmy. Opowiadała mi o
swoim życiu, o pierwszej miłości która zaczęła się właśnie w sali 16 i
oczywiście o tym jak bardzo nie lubi Gregora Schlirenzauptera – myliła jego
nazwisko.
*
Podskoczyłem lekko na dźwięk jej głosu. Wręcz mnie przerażał. Już nie mówiąc o tym, jak przychodziła do mnie i od progu, z powalającym, ironicznym uśmiechem, wołała: „Witam Pana! Mam tutaj dla Pana wspaniałą niespodziankę. Igiełki, strzykawki, waciki, woda utleniona. Cieszy się Pan, nieprawdaż?” Aż dreszcz przeszedł mnie na samo wspomnienie.
- Przepraszam, ja.. nie mogłem
zasnąć.
- Trzeba było mi powiedzieć.
Chętnie bym Pana utuliła do snu. A teraz szybciutko! No już proszę wstawać! –
złapała mnie za rękę i na siłę wyprowadzała – Szybciutko. Przynajmniej nie
straci Pan formy. Bójcie się Boga. O tej porze baraszkować?! Wstydzilibyście
się – mówiąc to, Helena, bo właśnie tak miała na imię, ukradkiem do mnie
mrugała. Wiedziała więcej niż on. Wiedziała, że go lubię.
„Kochaniutka” pielęgniarka, zaprowadziła mnie do
odpowiedniej sali, a gdyby tego jeszcze było mało, to poczekała, aż wejdę pod
kołdrę i sama własnoręcznie mnie utuliła! Musiałem być potulny jak baranek, bo
kto jak kto, ale ona dysponowała narzędziami, których się obawiałem. Kiedy
tylko zgasiła światło i zamknęła za sobą drzwi, przewróciłem się na bok i
podparłem głowę dłonią. Zacząłem analizować moją rozmowę z nieznajomą. Dotarła
do mnie straszna prawda – nadal nie znałem jej imienia.
Rano zabrali
mnie na kolejne badania. Nie miałem czasu odwiedzić nowo poznanej koleżanki – a
naprawdę bardzo chciałem. Może to śmieszne, bo kilka godzin temu się poznaliśmy,
ale nie miałem tu nikogo innego.
- Wypisujemy Pana. – oznajmił
lekarz tuż po tym jak setny raz mnie osłuchał.
- Dzisiaj?
- Tak. Może się Pan pakować. Pana
stawy wróciły do dawnej kondycji, przeziębienie też już odeszło w zapomnienie.
Pozostaje mi życzyć Panu samych sukcesów w skokach. Ale przez najbliższe dwa
miesiące proszę odciążać kolano, kiedy tylko Pan może. – wysoki, brodaty lekarz
podał mi dłoń na pożegnanie.
Czekałem na
ten dzień tak długo, a teraz zamiast się cieszyć, na mojej twarzy malował się
smutek. Miałem nadzieję, że spędzę jeszcze kilka miłych wieczorów w jej
towarzystwie, że jeszcze powściekam się na pielęgniarki i ponarzekam na salowe.
Wiedziałem jednak, że zanim opuszczę mury szpitalu, muszę dowiedzieć się jak
ona ma na imię. Poszedłem, więc pośpiesznie do jej sali. Nie zastałem jej.
Zastanawiałem się czemu jej nie ma..
Niestety musiałem się spieszyć,
przed szpitalem czekała na mnie Sandra – moja dziewczyna. Wychodząc wstąpiłem
jeszcze raz, aby się upewnić czy nie wróciła.
Wchodząc ujrzałem ten sam obraz co 10 minut temu. Ciągle jej nie było.
Nie chciałem, aby ukochana czekała na mnie zbyt długo. Poszedłem na łatwiznę.
Zostawiłem jej wiadomość na łóżku.
Gdy wychodziłem, natknąłem się na
„uwielbiającą” mnie pielęgniarkę. W pośpiechu zdążyłem tylko zapytać:
- Jak ona ma na imię?
- Jesteś aż tak głupi, że nie
zapytałeś? – otrzymałem w odpowiedzi. Dalej nic nie wiedziałem. Miałem
nadzieje, że napisze e-maila lub zadzwoni.
Wsiadłem do
samochodu, a Sandra posłała mi jeden z najpiękniejszych uśmiechów jakie w życiu
widziałem.
- Gregor, tak się cieszę, że
jesteś! Umierałam z tęsknoty. Wszystko dobrze?
Patrzyła na mnie tymi swoimi
oczkami pełnymi miłości, a ja poddany, od razu wpiłem się w jej usta. Gdy
oderwaliśmy się od siebie, moja blondynka ruszyła z piskiem opon spod szpitala.
*
Czekałam,
czekałam aż przyjdzie. Mijały godziny. Wieczór odpłynął w niepamięć – był
środek nocy. Dlaczego go nie ma? Miałam nadzieje, że dzisiaj się zrehabilituję
i uraczę go najweselszym uśmiechem, jakim kiedykolwiek mogłam kogoś obdarować.
Kręciłam się na łóżku. Na chwilkę odchyliłam głowę od poduszki tak, by ją
poprawić i zauważyłam małą krateczkę.
Przyjrzałam
się jej uważnie. Było tam napisane:
„Wypisali mnie. Chciałem się
pożegnać, ale Cię nie było. Nie znam nawet Twojego imienia. Odezwij się.”
Poniżej podany był adres
e-meil’owy oraz numer telefonu. Podpisane: „Gregor Schlierenzauer”.
Nie byłam
wstanie opisać mojego zdziwienia. W sumie, nic nie znaczyłam, prawda? A jednak
zależało mu, żeby się chociaż dowiedzieć jak mam na imię. Uśmiechnęłam się sama
do siebie i wzięłam do ręki telefon komórkowy.
"Będzie mi Ciebie brakowało
: ). Moje imię? Moje imię nie jest ważne. Powiem tylko, że pochodzi z greckiego
i oznacza czystość, świętość. " – I wyślij – mruknęłam pod nosem. Dopiero
za kilka chwil zorientowałam się, że jest grubo po trzeciej. Dzisiaj już nie
odpisze – na pewno nie. Odłożyłam telefon na biurko. W przeciągu dwóch minut
otrzymałam odpowiedź. Nie omieszkałam parsknąć śmiechem.
Od razu przyszło mi na myśl:
„Czekałeś na tą wiadomość czy jak?!” Kiedy nacisnęłam przycisk „otwórz”
zaczęłam uważnie śledzić każde słowo skierowane pod moim adresem.
„Mówisz zagadkami, ale dobrze.
Zaraz poszperam i dowiem się, jak Ci na imię. Poza tym, muszę Ci coś wyznać w
sekrecie. Najpierw jednak musisz obiecać, że nikomu tego nie powiesz.”
„Czy sam fakt, że moje słowo
oznacza świętość czegoś nie obiecuje? Oczywiście, możesz mi ufać” – był to
chyba najszybciej napisany sms w moim życiu. Z każdą minutą mieliśmy coraz
więcej wspólnego.
*
Gdy poczułem
dźwięk wibracji telefonu od razu zerwałem się, by przeczytać wiadomość od niej.
Sposób w jaki się do mnie zwracała, bardzo mnie intrygował. Odpisałem.
„Dobrze, ufam Ci. Więc, chcę Ci
powiedzieć, że.. też będzie mi Ciebie brakowało.” Zostało mi tylko wcisnąć
WYŚLIJ i czekać na odpowiedź.
*
Po
przeczytaniu kolejnego sms’a coś ścisnęło mnie w klatce piersiowej. Napisałam
to na czystko koleżeński sposób a wszyło zupełnie inaczej. Czułam coraz szybszy
rytm mojego serca.
„Żartujesz, czy mówisz prawdę?”
To nie było normalne. Godzina
3.30 nad ranem, a ja pisałem z dziewczyną poznaną w szpitalu. Takie zachowanie
zdecydowanie nie było w moim stylu, ale jakoś specjalnie mi to nie
przeszkadzało.
„Czy prosiłbym Ciebie,
dziewczynę, której imię oznacza świętość, żebyś mi coś obiecywała, gdyby nie
było to prawdą?”
Nie wiedziałam co odpisać.
Położyłam telefon koło siebie i wyjrzałam przez okno. Piszę z Gregorem? –
zaśmiałam się. Piszę, no bo na co to niby innego wygląda. Zamyśliłam się. Za
chwilkę kolejny sms bez zbędnych słów, znaków interpunkcyjnych, tylko zwykłe,
proste: „Agnes”.
Serce zabiło mocnej. Kolejny raz
tej nocy. To jednak nie miało większego znaczenia. Czemu? Nie mogłam zrozumieć
czemu to robi. Ma przecież swoje życie. Czyżby bawił się w jakieś gierki? Nie
ważne. Przyda mi się rozrywka.
„Agnes. Miło mi.”
Jednak ileż
mógł trwać ten cały podniosły nastrój? Nie myliłam się. Gregor był kimś kto
mógł rozśmieszyć lub zasmucić do łez. Po przeczytaniu kolejnego sms’a mimo
wszystko postanowiłam na to pierwsze. Ach głupiutka Agnes. - „Milej już być nie
mogło : ). Wybacz ale moja dziewczyna narzeka, ze jej przeszkadzam.
Porozmawiamy jutro. Słodkich snów.”
Po przeczytaniu następnego sms-a
poczułam się dziwnie. Ale czego mogłam się spodziewać? Tak, tak, ja i życie
marzeniami. Napisałam tylko „Dobrej nocy.” , odłożyłam telefon na półkę, a
głowę przyłożyłam do poduszki, starając się zasnąć.
Bzzz – mój telefon znów
zadrżał. Nie miałam pojęcia kto to może
być. Ku mojemu zdziwieniu mój poprzedni rozmówca. – „Obiecaj mi, że będziesz spała słodko : )”
„Obiecaj, że Twoje włosy będą
rano w artystycznym nieładzie, który podkreśla Twoje brązowe tęczówki.” Zanim
doszło do mnie to co napisałam, było za późno, żeby to odwołać. „Wiadomość
została dostarczona”
Było późno,
nie myślałam. Czucie, które mnie opętało było straszne. Nawet nie wiem jak je
nazwać. Czułam je wcześniej tylko raz i miałam nadzieje, że się nie powtórzy.
„Sugerujesz, że się nie czeszę
czy coś innego? Wybacz jestem na to za głupi. No ale obiecuję” – odetchnęłam z
ulgą. Nie zdążyłam odpisać i zostałam uraczona kolejnym sms-em: „Śpij musisz
być wypoczęta. Ja z resztą też – Sandra również. Tylko pamiętaj śpij słodko.
Tak jak spałaś gdy zaglądałem do twojego pokoju, każdego wieczoru.”
Przeżyłabym bez ostatniej
informacji. Zaglądał do mnie każdego wieczora? Nie powinnam była się nad tym
zastanawiać. Myślenie nad przyczynami jego zachowania były zupełnie bezcelowe.
Nie omieszkałam jednak ująć tego w sms-ie:
„Przychodziłeś do mnie, gdy
spałam? … Dobranoc.”
Nic mi na to nie odpisał. Zrobił
coś gorszego. Czego zupełnie się nie spodziewałam. Zadzwonił.
- Czy on zwariował? Może to jego
dziewczyna? Odbierać czy nie?!
Postawiłam jednak na odebranie.
Nie mogłam sobie odmówić przyjemność posłuchania jego delikatnego, niskiego
głosu. Zanim jednak przycisnęłam małą, zieloną słuchaweczkę skarciłam się w
duchu za to, że tak się tym cieszę.
- Tak, słucham?
- Mówisz tak, jakbyś nie
wiedziała kto dzwoni.
- Oszalałeś?! Wiesz która
godzina? A co z twoją dziewczyną? Raczej nie rozmawiasz z kolegą.
- To już mój problem. Obiecaj.
- Nie jesteś normalny.
- Co z tego? Obiecaj po prostu.
- No dobrze, już dobrze!
Obiecuję.
- Teraz możemy iść spać.
- Czuje się jakbyśmy mieli iść
spać razem.
- Może kiedyś.
- Źle mnie zrozumiałeś…
- Nie, nie. Bardzo dobrze. Jasno.
Przejrzyście. Śpij słodko.
Po tych
słowach usłyszałam dźwięk przerywanej rozmowy. Nie mogłam się otrząsnąć. To
było za dużo jak na jedną noc. Kartka, sms-y, telefon. Czym jeszcze zaskoczy
mnie ten blondyn? Mam nadzieję, że niczym. On ma swoje życie, ja mam swoje.
Niech tak zostanie. Nie mogę pozwolić sobie na jakiekolwiek uczucia, które
sprawią mi tylko i wyłącznie ból. To byłby bezsens.
Ułożyłam się
wygodnie w łóżku. Patrzyłam w sufit ale tak naprawdę widziałam całkiem coś
innego. Miałam przed oczami Gregora który namiętnie opowiada mi o Austrii i
zajada się Mannerami. Uniosłam ku górze dłonie i nogi – tak jak się to robiło
za dziecięcych lat i potrząsnęłam nimi zgrabnie ze szczęścia. Wbrew wszystkim
dojrzałym myślom. W tej jednej chwili chciałam zostać dzieckiem.
*
Nie mogłem
zasnąć. Próbowałem wsłuchać się w spokojny, miarowy oddech Sandry, lecz nawet
na nim nie mogłem skupić swej uwagi. Miałem ochotę zadzwonić do niej jeszcze
raz. Tylko po to, żeby usłyszeć ten lekko poirytowany głos. I tak naprawdę nic
nie stało na przeszkodzie. Jednak zrezygnowałem. Posypało się za wiele słów,
które nie pozostaną bez znaczenia. Powiedziałem jej o tym, że zaglądałem do niej.
Mogła to odebrać jednoznacznie. Z drugiej strony… o co chodziło jej z tymi
włosami? Niczego nie rozumiałem. W tej oazie przemyśleń doszedłem do jednego
najważniejszego wniosku – możliwe, że już nigdy jej nie zobaczę. Z Austrii nie
pochodzi, ani w niej nie mieszka. Chciałoby się jej jechać aż do mnie? Ja w
sumie, w ogóle nie wiem z jakiego ona kraju pochodzi. A co jeśli z jakiejś
Mołdawii? I jeśli jest biedna i nie ma pieniędzy? Gregor! Ogarnij się. Poza tym
masz dziewczynę. Spojrzałem na ukochaną, ale szybko się odwróciłem. Nie było mi
w smak patrzeć na nią, gdy śpi.
Chwila… Nie
chciałem na nią patrzeć, gdy śpi? Na Agnes mógłbym tak patrzeć godzinami, bez
przerwy. Byle tylko widzieć, jak słodko wtedy wygląda. Przeszył mnie zimny
dreszcz. Coś zaczęło we mnie krzyczeć. Chciałbym uciec, ale najpierw chwyciłbym
telefon i zadzwoniłbym do niej. Krzyki się nasilały, stawały się głośniejsze, a
ja nic z nich nie rozumiałem. Doszedłem do wniosku, że właśnie w tym momencie
przydałaby się znienawidzona pielęgniarka, ze znienawidzoną strzykawką w
dłoniach. Podałaby mi coś, co pomogłoby w tej jednej chwili – środek
usypiający.
***
A oto i
pierwszy rozdział! Nieskromnie rzecz ujmując uważam, że jest jednym z
najlepszych jakie pojawią się w tej historii, ale ogólną ocenę pozostawiam Wam :
)
I tak btw,
też macie dosyć konkursów w Kussamo? Dzisiejszy był kompletnie nieprzewidywalny
i hello, Morgenstern poza czołową „30” ? Koniec świata -.-
Cóż, oby do
przyszłego weekendu! Miłych dni Wam wszystkim życzę <3
awww, kocham <3
OdpowiedzUsuńTo jest genialnie, bardzo. Pamiętam, jak dałaś mi to pierwszy raz do przeczytania - byłam wtedy pod takim wielkim wrażeniem, że ta historia przez kilka dni nie mogła wyjść mi z głowy! to po prostu miażdży!
Podoba mi się tutaj Gregor. Z jednej strony totalny cham i dupek, ale z drugiej... z drugiej tak powoli i ostrożnie, trochę ze strachem odkrywa jakąś inną, nieznaną mu dotąd, wrażliwszą stronę siebie samego. Agnes mu w tym pomaga. Jedynie Sandra tutaj nie pasuje :c
Nie wiem, jak oni się potem znajdą, nie mam zielonego pojęcia, ale wierzę, że przeznaczenie, los, że cos złączyły ich życia. Bo musi.
Jestes genialna, kochana. Czekam na drugi rozdział! :*
I proszę, w pewnej części mamy Gregora chamskiego, a w innej znowu całkiem przyjemnego chłopaka. Ta pierwsza część to już chyba stereotypowy Gregor, bo zazwyczaj robi się z niego takiego chama. Szczerze mówiąc to historia mnie zaciekawiła, a najbardziej to skąd Agnes znała Gregora. Odniosłam wrażenie jakby nie było to zwyczajne znanie go z mediów, a jakby się już wcześniej spotkali, aczkolwiek on jakoś nieszczególnie to kojarzył. Sandra mi tu nie pasuje, może i zniknie szybko skoro Gregor woli sobie popatrzeć na Agnes niż na własną kobietę? Mam nadzieję. No to ja już czekam na drugi, ale widzę, że nie masz nigdzie obserwatorów na blogu, więc w tak razie prosiłabym o powiadomienie o nowym rozdziale na moim blogu. postapic-inaczej.blogspot.com
OdpowiedzUsuńEeeeeeeeeeeeeej!!!!!!!! Aga przestan rozumiesz?? przez ciebie jeszcze polubie Gregora! :DD bo juz mi sie podoba w tym opowiadaniu! :D ALE KOCHAM TEN MOMENT!!!
OdpowiedzUsuń- Teraz możemy iść spać.
- Czuje się jakbyśmy mieli iść spać razem.
- Może kiedyś.
- Źle mnie zrozumiałeś…
hahahahahahahahahahahaha loooove to! :D
http://love--winter.blogspot.com/ :)
Aguuuuuuuś Ty talenciaro! Wiesz, że ja i skoki to dwie rózne bajki,ale to jest na prawde ciekawe skarbie <3 !!!
OdpowiedzUsuń